blog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(95)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy gustav.bikestats.pl

linki

Wpisy archiwalne w kategorii

d) Papa gore [500-699km]

Dystans całkowity:14391.47 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:600:55
Średnia prędkość:23.95 km/h
Maksymalna prędkość:78.00 km/h
Suma podjazdów:36521 m
Suma kalorii:9641 kcal
Liczba aktywności:26
Średnio na aktywność:553.52 km i 23h 06m
Więcej statystyk

Małopolska500

Sobota, 15 lipca 2023 Kategoria d) Papa gore [500-699km]
Km: 516.00 Km teren: 0.00 Czas: 23:10 km/h: 22.27
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Addict Blue Aktywność: Jazda na rowerze

Mszana maraton

Niedziela, 18 czerwca 2023 Kategoria d) Papa gore [500-699km]
Km: 505.00 Km teren: 0.00 Czas: 19:28 km/h: 25.94
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Addict Blue Aktywność: Jazda na rowerze

Bielsko- Gdańsk

Poniedziałek, 8 sierpnia 2022 Kategoria d) Papa gore [500-699km]
Km: 656.00 Km teren: 0.00 Czas: 26:30 km/h: 24.75
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Addict Blue Aktywność: Jazda na rowerze
Trip na plaża plus 15km dojazdu na nocleg :)

Bielsko Gdańsk

Sobota, 31 lipca 2021 Kategoria d) Papa gore [500-699km]
Km: 642.00 Km teren: 0.00 Czas: 24:00 km/h: 26.75
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Addict Blue Aktywność: Jazda na rowerze
+18 nowych gmin (w końcu!) :D

Chyba jedyne ultra w tym roku, czillowe i fajne :)
bydzie filmik na dniach :)

Hells Bells

Sobota, 30 marca 2019 Kategoria d) Papa gore [500-699km]
Km: 506.00 Km teren: 0.00 Czas: 22:16 km/h: 22.72
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: 10.0°C HRmax: HRavg
9641: 9641kcal Podjazdy: 4672m Sprzęt: FastBack 5.8 Custom Aktywność: Jazda na rowerze
Rekord dystansu w marcu. Antyrekord czasu brutto na tego typu dystansie - 32h. Niszczące umysł górki w centrum Czech + zero stopni w nocy + dobre 10kg bagażu + kolejne problemy z jedzeniem + niespanie od dwóch dni... Z piekła wyjechałem na szczyt! Film alpejski od Yarpenna: https://www.youtube.com/watch?v=HUbnfM-VzGA


Rejon świyntokrzyski zdobyty [po robocie of kors]

Piątek, 22 czerwca 2018 Kategoria d) Papa gore [500-699km]
Km: 653.00 Km teren: 0.00 Czas: 27:30 km/h: 23.75
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: 4800m Sprzęt: FastBack 5.8 Custom Aktywność: Jazda na rowerze
No i po pewnym czasie odbudowy formy, skuli miesiyncznego L4 w marcu, w końcu czuja sie na siłach, co by walnyć konkretne ultra, z programu 500+, kilometrów of kors :P Motywacja na dupny dystans pojawiła sie, kiedy to w woj. świyntokrzyskim brakuje mi yno jeszcze 25 gmin do 100%.

No to momy środa, szkryflom se przikładowo rajza, co te gminy wszystki ogarnie. Wychodzi 740km... Ale prognozy średnie, to czekom do jutra na bardzij dokładne. I jak sie okazuje - piątek i sobota taki słońce / mały dyszcz / zachodni wiater / 10-15st. Więc jednak ryzykuja start w piontek po robocie, kole 16-17ej, no bo nic do stracynio ni mom, najwyżyj wróca cugiym.

No to momy piontek, pionteczek i piontunio. Przichodza z roboty po 14yj, szykuja koło, lonty, ładuja wyngle na żołondek no i tak 16:40 wyjyżdżom powoli. Na niebie trocha słońca, ale wiyncyj chmur. I wiatr korzystny [jeszcze...]. W sumie teryny do Olkusza przez znano Jura, czyli nic nowego. Ale przed Olkuszym już sie oblykom w kolejne warstwy, no bo schodzi poniżyj 13st brrr! W owym mieście szukom sklepu, kaj kupia żarci na noc. Znajduja lidla. Ciekawostka tako, że naprzeciw jest sponsor - biedronka. Niystety - jakiś menele przed wejściym skutecznie zniechyncajom do zakupów w tym sklepie, a i koła nie idzie dać w bezpieczny plac. A w lidlu elegancko - do środka :) Kupuja banany, żymły, czekolady i napój. Degustacja na parkingu - w sumie jak jakiś menel hehehe. A reszta pakuja. No i zapado ciymność, a jo zbliżom sie do granicy województwa. Jazda przez jakiś zadupia momyntami, to co zapamiyntom - psy i ich szczekani co chwila. Jedyn mie nawet doś agresywnie gonił... Zastanawio mie, jak one mie słyszom z 200-300m nawet?
Wbijom na DK78, tutej jedyn z nielicznych płaskich odcinków całyj rajzy... W rejonach Małogoszczy czeko na mie jedyn rowerzysta - boch robił relacja na facebook kaj jo je ;) no i jadymy, godomy - morale w góra wiadomo. Na tankszteli pauza, co by wyschnyć i dychnyć choć trocha. Tu je około 200km już. Jadymy jeszcze konsek, kamrat by dalij jechoł ale no do roboty mioł na... 6:00 i na 13h xD <auć>

Jo już wbijom w rejon Kielc, kieruja sie w strona zabytku przirody - drzewka Bartek :) Bo kiedyś byłech tu na koloniach za łepka hehe. Potym jada już na Skarżysko Kamienna, szukom tyż tankszteli, co by zjeść co ciepłego. Znalozłech po drodze "gminobrania". 2 zapiekanki trocha pomogły. Ale deszczyk zaczył padać trocha, ogólnie ciulato aura... ale przestało, to jada dalij, na północno partia województwa, po kolejne gminy. Wychodzi nawet słońce i połowa nieba niebiesko, no no no ;)

Mom zaproszenie do Ostrowca - na obiod, od kolejnego rowerowego krejzola, to fest miło, tym bardzij, że moc z zapiekanek sie kończy powoli ;) Pauza trwo dobro godzina - nudle do oporu + 2 kawy - to robi robota energetyczno, niczym PGE na jednyj dniówce :P No i z kamratym kolarzym jadymy lokalnie po kolejne 2 gminy jakoś, a niedługo potym podjeżdżo kolejny kolarz na wspólne kryncynie, z kierym jada pod Zawichost ;) Pogoda coroz gorszo, czorne chmury lecom w naszo strona... my sie rozdzielomy, jo jada na Sandomierz i zaroz zaczyno padać lekko. Jest przistanek, no to wbijom, bo co byda moknył. Siedzi tam typowy, lokalny menel. Odpolił se cigareta, to mu godom, że se nie życza tego smrodu wdychać. A on "ja mogę, jestem u siebie"... Typowo jednostka marginesu społecznego, kiero w dupie mo innych. Ale po chwili se poszoł. Jo se oblykom lonty na dyszcz, bo niebo sie rozjasnio, przestowo padać, jada dalij. W nogach ponad 400km. I potym zaś pado. I niy pado. I tak w kółko. Ale już jada... pod wiatr...Tu już mom myśli - zdobyda ostatnio gmina i jada do Kielc na zuga powrotnego, jak pogoda sie niy poprawi. Wbijomm na tanksztela, bo zaś zaczyno padać. I w sumie zostwom tu na godzina, co by przeczekać. Ładuja kolejno zapiekanka i dziwom sie na kolorowe niebo... Przestowo padać, no to jada po ostatnie gminy. Słońce wychodzi nawet, zostowo na niebie dłużyj ;) w końcu. Po drodze czeko na mie 2 kolarzy na parkingu - znane twarze z Tour de Silesia, jaki tyn świat jest mały ;) I jadymy wspólnie sympatyczno ilość kilometrów, przez lokalne górki-pagórki. Płaskich terenów praktycznie brak :l

Daleszyce - tukej robiymy pauza godzinno w pizzerii :) 60cm na trzech - nie ogarnylimy tego, a głód był hehe. Wyjazd z miejscowości w deszczyku, zatym pauza na przistanku, jo oblykom ciuchy na dyszcz ponownie. Ale po chwili przestowo... Jadymy razym do Chmielnika - 2 kamraci wracajom, a jo zaczynom samotno podróż w strona Krakowa. Jest noc, a mój stan fizyczno-psychiczny daleki od poprawnego... Po prostu nie chce mi sie ehehe a dodatkowo spać sie chce powoli. Ale trza jechać, nie padze a i perspektywa rekordu "po robocie" coroz bliższo. Droga fest pagórkowato... no brak totalny płaskich ocinków. Takie małe fałdki x100 niszczą bardzij, jak 1x przełęcz karkonosko chyba... Tanksztela po drodze, wbijom w nadzieji doładowania sie, a tu i brak zapiekanek, i ekspres do kawy nie działo ehh... rower opiyrom nie wiym czamu - na banioki z płynym do spryskiwaczy, rower sie buli - płyny analogicznie - tyż :D 6 sztuk jakoś. Ale naprawiom całe te zajści, a przichodzi sprzedawca i wymownie mi zwraco uwaga, że czamu te koło na banioki opiyrom. Kuźwa ej - nie śpia już drugi dziyń - zrozum Pan xD

No nic - wbijom na trowa i siedza z 20min. Myśla, medytuja, analizuja - po co w tako pogoda jada po rekord? Taki stan, że w 5min bych usnył, no ale ni moga. jada dalij. W pewnym momyncie jazdy uwalo mi sie nypel w przednim kole. Aha fajnie. Mom klucze do wymiany, zapasowe szprychy, ale ni mom... zapasowego nypla ooo... Zazwyczaj mom ze sobom, ale "not today" :// dobrze, że blisko jest latarnia, nie ma dyszczu, to idzie ogarnyć sytuacja jakoś na spokojnie. Mom klucz do nypli, to luzuja 2 szprychy obok i jakoś koło sie robi proste bez jednyj szprychy 0.o Ryzykuja tako jazda, abo dojada, abo bydzie efekt domina i zakończa rajza kajś w ciymnym lesie hmm...

Jazda dalszo idzie bez problymów z kołym, ale już żeh je zmynczony dość, główne przez non stop pagórkowaty teryn... kaj nie wjada, tam hopka. No ja piernicze. Robi sie poranek, zaczyno lekko padać kajniekaj eheh. Szukom tankszteli na zapiekanka i kawa. Znajduja - ale bez takich gratisów... 5km dalij jest full opcja z jedzyniym. Mijo kolejne pół godziny przerwy, nie padało, ale zaś zaczyno padać. Jo musza jechać, tu ni ma wyjścia. Prawie 30km do cyntrum Krakowa na dworzec autobusowy. 6 rano jest. Bus 7:40 - powinienech zdonżyć. Ostatnimi siłami jada te niekończonce se pagórki. Mom wrażynie, że jada 3km podjazdu, a zjazd mo jakiś max 500m i potym zaś podjazd 2km i zjazd 300m... No sztyjc pod górka! :( Jest trudno, lekko dyszczowo, walcza. Pojawio sie znak Kraków, ale do cyntrum jeszcze 10km.. Same ścieżki, światła, skrzyżowania. Dobrze że to jest niedzielny poranek, można jechać bez ograniczyń. Dojyżdżom do dworca 7:35, ogarniom sie gipko z lontami, szukom busa i jest! Ale ochroniarz godo, że tyn bus musi przeparkować. A jak sie okazało - bus odjechoł niewiadomo kaj... A tyn właściwy czekoł na innym przistanku, 30m obok i gynał 7:40 odjechoł. Nastympny za 50min.... dzwonia do znajomego Krisa, że odwiedzom Kraków hehe, a on godo - zaroz przijada pogodać na chwila. I faktycznie przijechoł ;)
Wpakowołech sie do busa Lajkonika i przez Tychy wróciłech do Bielska, za 18zł. Droga powrotno w deszczu i czasym w słońcu... fajnie.

653km - po robocie, czyli NOWY REKORD. Poprzedni 571km na MTB 3 lata tymu.
Nogi okej, kolana okej, reszta ciała okej, z wyj. mega zmęczenia, spowodowanym głównie deszczym i non stop pagórkowatym terynym. Gdyby wyszło słońce, a jo nie byłbych ugodany pod wieczór w rodzinnym Rybniku (bo miołech autobus o 17ej i trza było chociaż coś odespać) - to pewnie bych dokryncił te 80km do Bielska. Pewnie zajełoby to z 5h, ale wizja 700km+ po robocie byłaby realno heheh...
Od startu do mety na dworcu w Krakowie - 39h brutto, o dobre 5-6h za dużo ;/ Ale główny cel wykonany!

Forma pod ultra odbudowano!

+25gmin

Foty i ślad na strava + filmik zapodaja ;)


MRDP 2017 etap 2/2

Poniedziałek, 21 sierpnia 2017 Kategoria d) Papa gore [500-699km]
Km: 523.00 Km teren: 0.00 Czas: 22:00 km/h: 23.77
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: m Sprzęt: FastBack 5.8 Custom Aktywność: Jazda na rowerze
Budza sie kole 8, w sumie z 9h spania. Czuja lekkie jeszcze zamulenie, ale po chwili jest już ok. Teraz wiym, że wczorajszo dalszo jazda w mroźnym dyszczu byłaby samobójstwym... Jym 3 kołoczki, 2 kreple, sauna ponownie, czyszcza rower wężem ogrodowym, bo uwalony fest. Potym sie pakuja i generalnie 11:30 wyruszom. No cały postój 14h... chyba rekordowy do tyj pory w całyj stawce. Pogoda tako, że chmury ciymne z kożdyj strony, a i słońca dużo... w sumie 2x przelotnie popadało. Info mom taki, że jeżeh na 50 miesju... -_- no gustav zajebmiście! Ale dziynki tyj przerwie czuja sie naładowany na 100%, nic nie boli, no kurde nic yno kryncić! No i jada se i jada i jada. Ze znanych mi osób to dogoniłech panią Kot :) Jedzie se na spokojnie, uśmiechnięto... ale kategoria Total Extreme zabranio nom dłuższych wywiadów :/ wiync jada dalij. Siemiatycze - tam pauza pod sklepym, lekko zaś pado. Ale chwilowo. Jada dalij po jakimś czasie dogoniłech zaś... 2 zawodników. Chyba coś kole 46 pozycji, a już prawie niedługo zachód słońca xD Jest kole 20:30 jakoś mieścina i tam robia zakupy na cało noc... chlyb, dżym, woda, 2pizze. Wcześnij spotkołech Mareckigo, co padoł, że we Włodawej jest tanksztela, no to tam zaplanowołech postój na ciepłe zapiekanki. A ogólnie do tyj pory zjodłech - prócz śniadania... 3 banany, snickers xxl, princessa i paczka wafli ryżowych - stykło na 250km, właśnie do dojazdu na tanksztela. Jo se pytom - JAK to możliwe? Przerwa na jedzenie max 20min i jazda dalij. Było tam 2 tyż zawodników, ale jeszcze zostali. No i co - dalszo jazda w ciemnych krajobrazach, nic szczególnego. Ino temperatura już spadała. Ale kole 23-0 napisołech smsa do relacji - system nosleep & biturbo załączony ;) Czuja sie rewelacyjnie, nogi podają super, chocioż nie szaleja z prędkościami, a i mom plan nie spać tyj nocy i kolejnej - czyli odrobia teoretycznie stracony czas na noclegu... No i tak w środku nocy hmm 3-4 zaczyno coś boleć w achillesie. WTF why?? Przeca nigdy se to nie zdarzyło... ale jada bo jeszcze jakoś nima tragedii. Temperatura kole 8'C, dużo mgieł momyntami. Wpieprzom chlyb w czasie jazdy, do oporu, bo przerwa na 5min grozi wychłodzeniem chyba o.0 A po chlebie cały słoik dżemu. Powinno styknyć do rana... O wschodzie słońca już ścięgno boli i to tak dość nawet. Tak że siadom na poboczu i zastanawiom sie "czamu? czamu teraz? w tych polskich igrzyskach, kiedy zaledwie mom 1/3 dystansu przejechane... Obniżom siodełko, jada dalij, coś poprawiło sie, ale wiym, że ból już nie minie... Po 7 wizyta w sklepie jeszcze, po świeże kołoczki. W dalszyj trasie spotykom 2 kolarzy co tyż jadą w strona Przemyśla. No to jadą ze mną, ale tak żeby nie ułatwiali jazdy, zakrywając np. wiatr. Rozmowa z nimi chwilowo daje zapomnieć o bólu ścięgna. PK11 Radymno tam spotykomy organizatora Daniela, ale po chwili zjeżdżo na obiod. Bieszczady już były na widoku, choć zakryte ciemnymi chmurami. W Przemyślu postój na orlenie, musiołech koniecznie zjeść coś ciepłego. Ino że jedząc 2 zapiekanka już mi było niedobrze... w ogóle mie to nie dziwi. W centrum miasta wbijomy do sklepu dobrych rowerów po smar. Poznaje mie serwisant, dzwoni do znajomego chirurga (szczęście w nieszczęściu), jadymy na oddział, na badania. Wyrok - zapalenie ścięgna, dalszo jazda grozi jego zerwaniem = wielomiesięczno przerwa i rehabilitacja. Chirurg lekarz tyż maniak rowerowy, nie było co dyskutować. płacz, rozpacz, niedowierzanie, że nawet nie podjechołech 1. podjazdu niezdobytych jeszcze Bieszczad... To był cios, a raczyj nokaut dlo mie. Coś, czego bych sie nigdy nie spodziewoł. 90tys. km na kole od kilku lot i ścięgno NIGDY nie bolało. Zniszczyło mi walka o marzenie, coś co było moją obsesją od dobrych 2 lot... O 18;05 miołech zuga do domu... w sumie do Przemyśla wg rozpiski 1183km, zrobione w 3 doby.



MRDP 2017 etap 1/2

Sobota, 19 sierpnia 2017 Kategoria d) Papa gore [500-699km]
Km: 660.00 Km teren: 0.00 Czas: 27:10 km/h: 24.29
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: m Sprzęt: FastBack 5.8 Custom Aktywność: Jazda na rowerze
Cóż tu pisać, skoro człowiek smutny... Start w sympatycznyj atmosferze, nieco ponad 60 zawodników. Pogoda tako, że w kożdyj chwili może być dyszcz. Za 3-miastym dopiyro spokój na drogach. PK1 na promie, kaj wszyscy mieli sie zjawić - pogoda tam już słoneczno. A potym start ostry! Jo trzimoł tempo bez spiny, ale ogólnie [jeszcze] w przodzie. Mijalimy sie na przemian z CFCFanym i Wilkiem i innymi ultrasami. Potym już musiołech zatankować i odjechali heh. Ale wieczorym jeszcze z Wilkiem my sie spotkali ;) Noc bardzo mglisto i kole 13'C. Poranek od 9:30 dyszcz, kiery już trwoł doś długo, a do tego czasu już poważny kryzys z jedzeniem, standardowo... Nieco dalij za granicą Mazur i Podlasia wyprzedził mie team Ultrakolarza, aż mie to zdziwiło, czamu są tak po zadku... Potym kolejny kryzys z żołądkiem pustym, na Orlenie... ahh szkoda godać. Jazda w deszczu ogólnie bez tragedii termicznej, ulewy nie było. Czasym leciutko yno kropiło. W pewnyj miejscowości - wiosce raczyj, były 3-4 owczarki pieski kochane, co se same chodziły po drogach. Nie zaatakowały mie, chocioż szczekały doś mocno na inne psy za płotym. Może przez to, że wyglądołech jak [anty]terrorysta w tym przeciwdeszczowym wdzianku? Ludzi w około brak... Kajś dali zaś musiołech kupić co do jedzynio, w jedynym sklepie otwartym były yno kołoczki, wczorajsze... wziyłech wszystki 6szt. Potym na niebie jakby sie przejaśniało, ale niestety padało dalij... W końcu przestało padać kole 19-20, wiync morale poszły mocno do góry. Sprawa tako, że do czołówki było jakiś 2-3h straty, wiync plan był taki, aby nie spać tyj nocy i kogoś pewnie dogonić... Ale przed 21 zaś zaczyło padać, temperatura spadła do 11'C, dzwonia spytać o prognozy i są taki, że bydzie padać jeszcze długo... A że byłech w pobliżu noclegowni, to od razu wynajmłech pokój, bo wszystko mokre, suchych fuzekli brak, dalszo jazda groziła przinajmij gorączką następnego dnia... A w pokoju wszystko se wyprołech, elektronika naładowołech, sauna-SPA w łazience, ciepło herbatka jak nie dwie i spać. To był dobry ruch!...



November Assault

Niedziela, 20 listopada 2016 Kategoria d) Papa gore [500-699km]
Km: 500.10 Km teren: 0.00 Czas: 18:45 km/h: 26.67
Pr. maks.: 57.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: 3004m Sprzęt: FastBack 5.8 Custom Aktywność: Jazda na rowerze
Niy może być tak, że wbijosz na bikestats.PL, a tam kurde w okiynku tyn pieron z Godowa CFCFan, co tera sztyjc krynci, a raczyj lebruje po słonecznyj Portugalii na wymianie studenckij typu erosmus czy cholera wiy jak se to zwo, robi po 300-400km na lajcie i kurde demotywuje tym wszystkich mieszkańców naszyj Ojczyzny. Beztoż trza było podjąć pewne kroki, aby go z tego okna za przeproszyniym - wy************************* pff usunąć :) 2 dni wolnego przipadły mi chyba na najcieplejszy czas w listopadzie - teoretycznie wg prognoz. Już godom - upałów nie było jednak. No dobra, stowom w niedziela o 7 rano, po 5h spanio, bo nie szło usnąć wieczorym, mimo zmęczynia o.0 Wyjyżdżom tak żeby być o 9:20 na rondzie z kulkami - miejsce spotkanio dlo ewentualnych chętnych, bo dołech info. Ale tradycyjnie żodyn se nie pojawił.

Żodyn.

Wszyscy se wolą pospać do 11:00 widocznie, a po połedniu dopiyro iś na koło na 2h. W dążeniu do sukcesu - to nie przejdzie. Drogi mokre po nocnych opadach, momentami słońce wychodzi zza chmur. Wbijom do biedry po banany i baterie do mp3, bo jechać tako wielko trasa bez muzy samymu to od razu morale -220. Pamiętom powrót z Kielc we wrześniu... Dobra no, musza być w Krakowie na 14:00, kaj bydzie czekoł Krystian z Dębicy, tyż ultras, z kierym już jeździłech 2x w tym roku. Wiatr jak se okazuje- zamiast południowy wg prognoz, to jest wschodni. Czyli ze 130km musza jechać pod wiatr... Ale jakoś se kulom. Na Brzeszcze, 949 pod Zator, kaj spotykom xtnt - godomy yno z 5min bo czas mie goni. A Tomek tyż już kieroś setka wali hehe. No i 44 prosto na Kraków. Jakoś walcza, granica Krakowa 119km prawie 14:00 uuu. A że nie mom wgranej mapy Małopolski na gps, no to pytom ludzi kaj rychtyk na cyntrum najszybcij hehe. 14:25 jakoś na rynku grunt że dojechołech. Krystian już czeko.
Kraków. Krystian z Dębicy obok mie
Kraków. Krystian z Dębicy obok mie © gustav

Jo zjod 4 banany na tych 133km, wiync szukomy co pojeść ciepłego. Pytom rowerzysty, kaj co i jak, a on nas prowadzi pod taki okrągły bazarowy budyneczek. No elegancja, bo dupno zapiekanka już idzie dorwać za 5zł! No to biera 2. Doładowany jeżeh na full, mogymy jechać na Kielce, bo tak spontanicznie my wymyślili hehe. Wyjazd o 16, obwodnicą Krakowa do DK7 i potym prosto ze 120km do Kielc uu...



Pogoda aktualnie fajno, bez mrozów ;) A już som wyjazd z miasta to same podjazdy-zjazdy. I w zasadzie przez dobre 10-15km jazda w pieprzonym smogu, kuźwa no tragedia!! Smog jakoś znikł, ale podjazdy sie nie kończą :/ Wiatr nadal południowo wschodni, Krystian wnerwiony, że cało droga powrotno bydzie mioł pod wiatr ;) Te podjazdy są na całym odcinku DK7 do Kielc, może symboliczne kilometry jakiś lekko płaskie yhm. W Jędrzejowie pauza na kolejny ciepły posiłek - te 2 zapiekanki mi stykły na te prawie 100km i odziwo - jeszcze mie nie odcino. Dowiaduja se, że jest tu ABC 24h - kurde super! zrobia tu zakupy po powrocie z Kielc. Kolacja okej + kawa, zeszło trocha czasu, ale to nie istotne. Do Kielc dojyżdżomy jakoś 22:30 i od razu do Maca. Zamawiomy po pepsi, bo suszy ;) Kurde gupio baba strudzonym rowerzystom dowalyła lodu do tyj pepsi, na ja piernicze... Siedzymy z godzina no i czas jechać kożdy w swojo strona. GPS mi pokazuje z 205km do domu. Wyjazd z miasta zajebiaszczy - pusto spokojnie dookoła. Kupuja woda na tankszteli yno jeszcze. DK7 tyż w zasadzie pusto.
McDonald Kielce
McDonald Kielce © gustav

W Jędrzejowie wbijom do ABC, kupuja chlyb krojony 500g, dżem i 2 czekolady. I konsumpcja na przistanku. Kurde po 10min jest mi już fest zima, no 7st momy. Kieryja se na DK78 i prosto do domu, wiatr troszka pomago, w końcu :) Co do DK7 Kraków - Kielce: rowerkiym yno w weekend, najlepij w nocy. Jo je fanatyk krajowych, ale w tydgoniu bych tam za nic nie jechoł. I tak se powoli kulom na Śląsk. W Tarnowskich Górach wschód słońca, 7ma godzina.. 13st.!! Yno po 10min słońce se schowało i było 8-9... Wbijom na cyntrum po woda i świeże żymły do odmiany. Lekki kryzys, zaś mom świadomość, że za dużo już kasy poszło na żarcie i picie... A 70km pozostało do 500km. Kieruja sie na Rudy, co by zrobić objazd lekki. Przed Rudami słońce wychodzi, zaś ciepło, zaś trza robić przerwy na przebieranie.. To tyż dołuje. W lato 1-2 koszulki i niy ma problymów "termicznych" = nie tracisz czasu.
Maszina. Jeszcze jeździ;]
Maszina. Jeszcze jeździ;] © gustav

W Rybniku załamka, już mi se nie chce, musza jeszcze 10km kajś dołożyć. I zaś mie głód biere,zaś wydatki w cukierni :( Krynca krynca kaj idzie, pod domym jeszcze 1km. Wpadło uff w końcu..


Powiym tak: od 2 lot miołech plan zrobić 500km pod koniec roku. To se udało. Ale głównie przez dużo żarcia i duże poniesione koszty jest jakiś ''uszczerbek'' na psychice. Jakbych nie musioł tela żreć, to ta trasa zrobia w 20-21h brutto. Nad ranym na widok jedzynio faktycznie mi sie odechciewało jazdy. Wiadomo, o tyj porze roku temperatura niższo, więc jedzie sie trudniej, jedzenie i picie marznie. Ale w lato tyż nie zawsze było kolorowo. Bardzo chciołbych wystartować za rok w MRDP, ale jak po 2-3 dniach byda wymiotowoł na widok jedzynia... A tam sie jedzie 8-10 dni... Musza popytać co nieco specjalistów dietetyki. Źle to wyglądo.

Paweł CFCfan se chyba wnerwił (screen za pozwoleniem hehehe). No CF - szykuj maszina :P


Na trasie krynciłech ujęcia, także niedługo filmik pełnometrażowy :) W tym roku chciołech odwiedzić Kielce na kole - odwiedziłech je już 4x :>
7x >500km w tym roku.


Koniec

Sobota, 3 września 2016 Kategoria d) Papa gore [500-699km]
Km: 564.40 Km teren: 0.00 Czas: 22:43 km/h: 24.85
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: 2800m Sprzęt: Giant TCR Advanced Aktywność: Jazda na rowerze
Prziszoł w końcu czas ostatnij rajzy po gminobranie. Do Kielc - po roz 3ci w tym roku (1. na Maraton Podróżnika cugiym tam i nazot; 2. po gminobranie miesiąc późnij, tam na kole, nazot tyż cugiym, bo pogoda była fatalno :/ ). Wiync tera wypadało w końcu przijechać tam i wrócić na kole. Do 3ech razy sztuka hehe. Ta rajza miała dokończyć mój planowany od ok. 2 lot gminny monolit, czyli zazielenienie terytorium od Kudowy, przez Wrocław, Kalisz, Łódź, Kielce aż do wschodnij granicy Małopolski. A wszystko inne to już w stylu: moga, a niy musza :)
Soo, wyjazd planowany tradycyjnie w piątek wieczorym po robocie. Udało mi se o dziwo pospać ze 2h, co sie praktycznie mi nie zdarzało w przeszłości. Bo abo brak czasu abo nie szło zasnyć, bo już taki emocje o.0 Na ta rajza pisoł se: Emil vel Sajfudinow i Tomek vel xtnt.
No to se obudziłech, koło naszykowołech, jedzynie zrobiłech i w trasa o 21:39 wg stravy :>

W Gliwicach na tankszteli już czeko Emil z kompanym Krzychym. I jadymy na Jasno Hołda, znaczy Góra. Xtnt czekoł w Tarnowskich Hołdach, znaczy Górach, ale pisoł smsa, że powoli se kulo na północ i że go momy gonić. Po drodze kajś tam czeko na nas rowerzystka. Ania z samego Zawiercia, pro-zawodniczka okupująco sztyjc pudła na zawodach, przijechała na ultra-rajza, no normalnie moji zdolności organizacyjne coroz lepsze są xDD I tak oto dogoniomy po chwili Tomka i w gryfnym 5osobowym towarzystwie jadymy w dalszo trasa :) W Częstochowie postój na tankszteli - aktualnie było ok. 7st. brrr najzimniejszy part całyj imprezy.. Problym jest dalij jechać, bo taki zjeby se wyprawiają, że jo ze śmiychu nie umia strzimać :> Generalnie do wschodu słońca nic ciekawego - jazda i jakiś godki. Wschód kapitalny! Dojyżdżomy do Przedborza. tam musza zjechać z 6km z trasy po 1 gmina. Emil i Krzychu czekają i odpoczywają, jo jada z Anią i Tomym. Dojyżdżom na nowo gmina i se żegnom z nimi - se jadą pieron wiy kaj :> Wracom do towarzyszy, a tam yno Emil. Krzychu już pojechoł, bo ponoć słaby. No to jadymy dalij. Przerwa w lewiatanie na śniadanie, potym dalij na tankszteli na wc. Pogoda BOMBON! W Żarnowie jo robia lekki objazd po gmina Białaczów, a Emil jedzie prosto na miejsce spotkanio 42x74. Ewidyntnie wiatr wioł z południa, ale jakoś szło trzimać te 27-30km/h. Spotykom Emila po ponad godzinie, a tyn se leży w sianie pod krziżym xD Emil tego dnia był życiówka, aktualny rekord 200km, a chcioł całość przejechać ze mną, beztoż jak mioł możliwość, to jechoł na skróty, co by se nie potrzebnie nie męczył. Ze 20km przed Kielcami już se zaczynają gryfne hopki! No bajka! Prawie jak DK28 abo S7 południe :> hyhyhy. Emil małe problymy ale dowo rada. Jo tyż 3 lata tymu zdychołech na 5% a co ;) 8km przed Kielcami na tankszteli znajdujymy bar z obiadami - no w samo pora, bo już czułech głód. Zamawiom 2 torebki ryżu + dupny schabowy + ultra zestaw surówek. Jym do oporu. Zostało może 1/3 torebki ryżu- no w jedzyniu to mom czorny pas mistrzowski hyhy. Do cyntrum Kielc nie jadymy, yno bokiym po kolejne gminy. Dalij pod wiatr, ale jakoś idzie. Przinajmij ciepło i sucho :) Emil już odczuwo trudy tyj rajzy, ale jego rekord już je pobity znacznie ;) Miejscowość Łopuszno - tam Emil decyduje se zakończyć zmagania, już mo dość powoli. Godo, że jedzie w strona Częstochowy powoli i ktoś po niego przijedzie. W sumie zrobił ok. 350km - ponoć woloł nie przeginać, bo w niedziela musioł jechać na jakiś rodzinne spotkani. Gdyby nie to, zapewnił, że by sie wlekł aż do 6-8 rano, aż by 500km wpadło. Emil dobre 3 tygodnie nie jeździł na kole, wcześnij tyż niewiele. To tako ciekawostka dlo ludzi, co sztyjc ostro trynują 2-3-4x w tydniu, a srają w galoty, jak mieliby przejechać 300-400km na roz... ;) No nic, jo jada po kolejne gminy, ostatnie już. 2km odcinek mom przez las po biołyj ścieżce, kamienistej. Opony przeżyły uff! A potym zaczyno sie piykny zachód słońca, no bajkaaa! Wiatr osłob, na prostyj lajtowo 30km/h. W końcu dojyżdżom do ostatnij gminy super-monolitu, miejscowość/wioska Kossów - chciołech zawsze to uczcić szampanym w gronie rowerzystów, ale że byłech som.. lipa :( Wjyżdżom na DK78, w końcu ostatnio "prosto". Kajś dalij oblykom se nocne ciuchy. W Szczekocinach wbijom do sklepu po jedzynie na noc. Jada dalij. I dopado mie hmm depresja... super asfalt, ale jedzie se źle. Jest zbyt cicho. Niy mom z kim pogodać a i niy mom mp3 do posłuchanio :( Dodatkowo zaś jada w pagórkowatym terynie - w dolinach zimnooo, na podjazdach i w miastach dobre 10st. wiyncyj - rozpinanie >> spinanie i tak na okrągło - no jest źle z termiką, po takim dystansie mie to zawsze dobijało :/
Przed Zawierciem dołączo do mie rowerzysta - brat Ani. Trocha dalil znów Ania. Dalej kolejny rowerzysta. A na koniec ponownie Xtnt :) No kurde pojawili sie w odpowiednim momyncie, bo ze mną już fatalnie, jeśli chodzi o psychika. Wbijomy na tanksztela na 15min - musza w końcu zrobić ciut wiynkszy postój i co pojeść. Ostatnie 90km do domu, a normalnie mi se nie chce.. Mom dość. Nawet jakbych mioł możliwość jechania na sprzyncie za 60 000zł - niy ma opcji. Spać jeszcze mi se nie chce, a mimo to yno o tym marza. Pomyśleć, że na trasie 1400km, mimo 2. i 3. nieprzespanyj nocy było w miara okej, że mimo 6h jazdy w dyszczu i zimnie było okej... a teraz lipa na całyj linii, a jeszcze niy mom zrobione 500km...  no nic jadymy dalij. Z Tomkiym jadymy pod Katowice. A potym już samotno walka. Co kilkanaście kilometrów pauza, bo oczy mi se kleiły o.0 "Jo chca już być w domuuu!!! beeee". Już myśli, żeby legnyć na poblisko łąka i spać... Ale jada dalij. Co dziwne - niy ma żodnych objawów zataczanio se po drodze, jada równo, w linii prostyj. Czasym sie wnerwiom na siebie - wtedy puls sie dźwigo i dostowom orzeźwienio - nawet mają miejsce krótkie sprinty. Takim oto "systymym" dojyżdżom do Rybnika, do domu, o 4:30. 30h 48min w trasie wg stravy. Wywalony bardzij, niż po rekordzie 1400km i 91h bez snu. Dziwne. Bezsensowne. Nielogiczne.







3 fotki podpierniczyłech od xtnt :> A reszta wizualizacji na filmiku :)




+18 ostatnich gmin super-monolitu :) Teoretycznie powinienech wyjechać ze 50km za Wrocław / Kudowę-Zdrój, by było "symetrycznie" wzglyndym północno-wschodnich ścian... zobaczymy za może 2 tygodnie #urlop? ;)
Ta rajza to 6. rajza powyżyj 500km w tym roku i raczyj na 99% ostatnio :)

kategorie bloga

Moje rowery

Addict Blue 17592 km
Gravel Custom 6303 km
MTB Interceptor 6260 km
City Cadillac 1700 km
Avaine 8824 km
Giant TCR Advanced 2186 km
Custom 2.0 Essential 8839 km
FastBack 5.8 Custom 41880 km
XC Custom Evolution 18260 km
MTB Custom 15323 km
Haibike Speed RC 21452 km
Unibike Mirage 7536 km

szukaj

archiwum


Statystyki zbiorcze na stronę