2 fest delikatne wyjazdy na cyntrum Rybnika, z 2 dni. Ścięgno już chyba prawie wyleczone, brak opuchlizny, nie boli. Ale jeszcze trza na treningi poczekać.
Budza sie kole 8, w sumie z 9h spania. Czuja lekkie jeszcze zamulenie, ale po chwili jest już ok. Teraz wiym, że wczorajszo dalszo jazda w mroźnym dyszczu byłaby samobójstwym... Jym 3 kołoczki, 2 kreple, sauna ponownie, czyszcza rower wężem ogrodowym, bo uwalony fest. Potym sie pakuja i generalnie 11:30 wyruszom. No cały postój 14h... chyba rekordowy do tyj pory w całyj stawce. Pogoda tako, że chmury ciymne z kożdyj strony, a i słońca dużo... w sumie 2x przelotnie popadało. Info mom taki, że jeżeh na 50 miesju... -_- no gustav zajebmiście! Ale dziynki tyj przerwie czuja sie naładowany na 100%, nic nie boli, no kurde nic yno kryncić! No i jada se i jada i jada. Ze znanych mi osób to dogoniłech panią Kot :) Jedzie se na spokojnie, uśmiechnięto... ale kategoria Total Extreme zabranio nom dłuższych wywiadów :/ wiync jada dalij. Siemiatycze - tam pauza pod sklepym, lekko zaś pado. Ale chwilowo. Jada dalij po jakimś czasie dogoniłech zaś... 2 zawodników. Chyba coś kole 46 pozycji, a już prawie niedługo zachód słońca xD Jest kole 20:30 jakoś mieścina i tam robia zakupy na cało noc... chlyb, dżym, woda, 2pizze. Wcześnij spotkołech Mareckigo, co padoł, że we Włodawej jest tanksztela, no to tam zaplanowołech postój na ciepłe zapiekanki. A ogólnie do tyj pory zjodłech - prócz śniadania... 3 banany, snickers xxl, princessa i paczka wafli ryżowych - stykło na 250km, właśnie do dojazdu na tanksztela. Jo se pytom - JAK to możliwe? Przerwa na jedzenie max 20min i jazda dalij. Było tam 2 tyż zawodników, ale jeszcze zostali. No i co - dalszo jazda w ciemnych krajobrazach, nic szczególnego. Ino temperatura już spadała. Ale kole 23-0 napisołech smsa do relacji - system nosleep & biturbo załączony ;) Czuja sie rewelacyjnie, nogi podają super, chocioż nie szaleja z prędkościami, a i mom plan nie spać tyj nocy i kolejnej - czyli odrobia teoretycznie stracony czas na noclegu... No i tak w środku nocy hmm 3-4 zaczyno coś boleć w achillesie. WTF why?? Przeca nigdy se to nie zdarzyło... ale jada bo jeszcze jakoś nima tragedii. Temperatura kole 8'C, dużo mgieł momyntami. Wpieprzom chlyb w czasie jazdy, do oporu, bo przerwa na 5min grozi wychłodzeniem chyba o.0 A po chlebie cały słoik dżemu. Powinno styknyć do rana... O wschodzie słońca już ścięgno boli i to tak dość nawet. Tak że siadom na poboczu i zastanawiom sie "czamu? czamu teraz? w tych polskich igrzyskach, kiedy zaledwie mom 1/3 dystansu przejechane... Obniżom siodełko, jada dalij, coś poprawiło sie, ale wiym, że ból już nie minie... Po 7 wizyta w sklepie jeszcze, po świeże kołoczki. W dalszyj trasie spotykom 2 kolarzy co tyż jadą w strona Przemyśla. No to jadą ze mną, ale tak żeby nie ułatwiali jazdy, zakrywając np. wiatr. Rozmowa z nimi chwilowo daje zapomnieć o bólu ścięgna. PK11 Radymno tam spotykomy organizatora Daniela, ale po chwili zjeżdżo na obiod. Bieszczady już były na widoku, choć zakryte ciemnymi chmurami. W Przemyślu postój na orlenie, musiołech koniecznie zjeść coś ciepłego. Ino że jedząc 2 zapiekanka już mi było niedobrze... w ogóle mie to nie dziwi. W centrum miasta wbijomy do sklepu dobrych rowerów po smar. Poznaje mie serwisant, dzwoni do znajomego chirurga (szczęście w nieszczęściu), jadymy na oddział, na badania. Wyrok - zapalenie ścięgna, dalszo jazda grozi jego zerwaniem = wielomiesięczno przerwa i rehabilitacja. Chirurg lekarz tyż maniak rowerowy, nie było co dyskutować. płacz, rozpacz, niedowierzanie, że nawet nie podjechołech 1. podjazdu niezdobytych jeszcze Bieszczad... To był cios, a raczyj nokaut dlo mie. Coś, czego bych sie nigdy nie spodziewoł. 90tys. km na kole od kilku lot i ścięgno NIGDY nie bolało. Zniszczyło mi walka o marzenie, coś co było moją obsesją od dobrych 2 lot... O 18;05 miołech zuga do domu... w sumie do Przemyśla wg rozpiski 1183km, zrobione w 3 doby.
Cóż tu pisać, skoro człowiek smutny... Start w sympatycznyj atmosferze, nieco ponad 60 zawodników. Pogoda tako, że w kożdyj chwili może być dyszcz. Za 3-miastym dopiyro spokój na drogach. PK1 na promie, kaj wszyscy mieli sie zjawić - pogoda tam już słoneczno. A potym start ostry! Jo trzimoł tempo bez spiny, ale ogólnie [jeszcze] w przodzie. Mijalimy sie na przemian z CFCFanym i Wilkiem i innymi ultrasami. Potym już musiołech zatankować i odjechali heh. Ale wieczorym jeszcze z Wilkiem my sie spotkali ;) Noc bardzo mglisto i kole 13'C. Poranek od 9:30 dyszcz, kiery już trwoł doś długo, a do tego czasu już poważny kryzys z jedzeniem, standardowo... Nieco dalij za granicą Mazur i Podlasia wyprzedził mie team Ultrakolarza, aż mie to zdziwiło, czamu są tak po zadku... Potym kolejny kryzys z żołądkiem pustym, na Orlenie... ahh szkoda godać. Jazda w deszczu ogólnie bez tragedii termicznej, ulewy nie było. Czasym leciutko yno kropiło. W pewnyj miejscowości - wiosce raczyj, były 3-4 owczarki pieski kochane, co se same chodziły po drogach. Nie zaatakowały mie, chocioż szczekały doś mocno na inne psy za płotym. Może przez to, że wyglądołech jak [anty]terrorysta w tym przeciwdeszczowym wdzianku? Ludzi w około brak... Kajś dali zaś musiołech kupić co do jedzynio, w jedynym sklepie otwartym były yno kołoczki, wczorajsze... wziyłech wszystki 6szt. Potym na niebie jakby sie przejaśniało, ale niestety padało dalij... W końcu przestało padać kole 19-20, wiync morale poszły mocno do góry. Sprawa tako, że do czołówki było jakiś 2-3h straty, wiync plan był taki, aby nie spać tyj nocy i kogoś pewnie dogonić... Ale przed 21 zaś zaczyło padać, temperatura spadła do 11'C, dzwonia spytać o prognozy i są taki, że bydzie padać jeszcze długo... A że byłech w pobliżu noclegowni, to od razu wynajmłech pokój, bo wszystko mokre, suchych fuzekli brak, dalszo jazda groziła przinajmij gorączką następnego dnia... A w pokoju wszystko se wyprołech, elektronika naładowołech, sauna-SPA w łazience, ciepło herbatka jak nie dwie i spać. To był dobry ruch!...
Skoro początek.. tfu koniec Polski tuż za.. rogiym? to trza było po 4 latach odwiedzić ;)) Jadymy z CFCFan'ym na spokojnie, coby nie rozwalić szłap przed startym MRDP. Ale jakość ścieżek tak tragiczno pod szosa, że trza było na asfalt wjechać i przispieszyć ;) Tam słitfocie na plaży, zakupy w polo market i odpoczynek na ławce, bo wykończynie było totalne ehh... no może nie tak jak ewentualno meta na MRDP 0.o reszta kmów to dojazd do bazy x2.