November Assault
Niedziela, 20 listopada 2016 Kategoria d) Papa gore [500-699km]
Km: | 500.10 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 18:45 | km/h: | 26.67 |
Pr. maks.: | 57.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 3004m | Sprzęt: FastBack 5.8 Custom | Aktywność: Jazda na rowerze |
Niy może być tak, że wbijosz na bikestats.PL, a tam kurde w okiynku tyn pieron z Godowa CFCFan, co tera sztyjc krynci, a raczyj lebruje po słonecznyj Portugalii na wymianie studenckij typu erosmus czy cholera wiy jak se to zwo, robi po 300-400km na lajcie i kurde demotywuje tym wszystkich mieszkańców naszyj Ojczyzny. Beztoż trza było podjąć pewne kroki, aby go z tego okna za przeproszyniym - wy************************* pff usunąć :) 2 dni wolnego przipadły mi chyba na najcieplejszy czas w listopadzie - teoretycznie wg prognoz. Już godom - upałów nie było jednak. No dobra, stowom w niedziela o 7 rano, po 5h spanio, bo nie szło usnąć wieczorym, mimo zmęczynia o.0 Wyjyżdżom tak żeby być o 9:20 na rondzie z kulkami - miejsce spotkanio dlo ewentualnych chętnych, bo dołech info. Ale tradycyjnie żodyn se nie pojawił.
Żodyn.
Wszyscy se wolą pospać do 11:00 widocznie, a po połedniu dopiyro iś na koło na 2h. W dążeniu do sukcesu - to nie przejdzie. Drogi mokre po nocnych opadach, momentami słońce wychodzi zza chmur. Wbijom do biedry po banany i baterie do mp3, bo jechać tako wielko trasa bez muzy samymu to od razu morale -220. Pamiętom powrót z Kielc we wrześniu... Dobra no, musza być w Krakowie na 14:00, kaj bydzie czekoł Krystian z Dębicy, tyż ultras, z kierym już jeździłech 2x w tym roku. Wiatr jak se okazuje- zamiast południowy wg prognoz, to jest wschodni. Czyli ze 130km musza jechać pod wiatr... Ale jakoś se kulom. Na Brzeszcze, 949 pod Zator, kaj spotykom xtnt - godomy yno z 5min bo czas mie goni. A Tomek tyż już kieroś setka wali hehe. No i 44 prosto na Kraków. Jakoś walcza, granica Krakowa 119km prawie 14:00 uuu. A że nie mom wgranej mapy Małopolski na gps, no to pytom ludzi kaj rychtyk na cyntrum najszybcij hehe. 14:25 jakoś na rynku grunt że dojechołech. Krystian już czeko.
Kraków. Krystian z Dębicy obok mie © gustav
Jo zjod 4 banany na tych 133km, wiync szukomy co pojeść ciepłego. Pytom rowerzysty, kaj co i jak, a on nas prowadzi pod taki okrągły bazarowy budyneczek. No elegancja, bo dupno zapiekanka już idzie dorwać za 5zł! No to biera 2. Doładowany jeżeh na full, mogymy jechać na Kielce, bo tak spontanicznie my wymyślili hehe. Wyjazd o 16, obwodnicą Krakowa do DK7 i potym prosto ze 120km do Kielc uu...
Pogoda aktualnie fajno, bez mrozów ;) A już som wyjazd z miasta to same podjazdy-zjazdy. I w zasadzie przez dobre 10-15km jazda w pieprzonym smogu, kuźwa no tragedia!! Smog jakoś znikł, ale podjazdy sie nie kończą :/ Wiatr nadal południowo wschodni, Krystian wnerwiony, że cało droga powrotno bydzie mioł pod wiatr ;) Te podjazdy są na całym odcinku DK7 do Kielc, może symboliczne kilometry jakiś lekko płaskie yhm. W Jędrzejowie pauza na kolejny ciepły posiłek - te 2 zapiekanki mi stykły na te prawie 100km i odziwo - jeszcze mie nie odcino. Dowiaduja se, że jest tu ABC 24h - kurde super! zrobia tu zakupy po powrocie z Kielc. Kolacja okej + kawa, zeszło trocha czasu, ale to nie istotne. Do Kielc dojyżdżomy jakoś 22:30 i od razu do Maca. Zamawiomy po pepsi, bo suszy ;) Kurde gupio baba strudzonym rowerzystom dowalyła lodu do tyj pepsi, na ja piernicze... Siedzymy z godzina no i czas jechać kożdy w swojo strona. GPS mi pokazuje z 205km do domu. Wyjazd z miasta zajebiaszczy - pusto spokojnie dookoła. Kupuja woda na tankszteli yno jeszcze. DK7 tyż w zasadzie pusto.
McDonald Kielce © gustav
W Jędrzejowie wbijom do ABC, kupuja chlyb krojony 500g, dżem i 2 czekolady. I konsumpcja na przistanku. Kurde po 10min jest mi już fest zima, no 7st momy. Kieryja se na DK78 i prosto do domu, wiatr troszka pomago, w końcu :) Co do DK7 Kraków - Kielce: rowerkiym yno w weekend, najlepij w nocy. Jo je fanatyk krajowych, ale w tydgoniu bych tam za nic nie jechoł. I tak se powoli kulom na Śląsk. W Tarnowskich Górach wschód słońca, 7ma godzina.. 13st.!! Yno po 10min słońce se schowało i było 8-9... Wbijom na cyntrum po woda i świeże żymły do odmiany. Lekki kryzys, zaś mom świadomość, że za dużo już kasy poszło na żarcie i picie... A 70km pozostało do 500km. Kieruja sie na Rudy, co by zrobić objazd lekki. Przed Rudami słońce wychodzi, zaś ciepło, zaś trza robić przerwy na przebieranie.. To tyż dołuje. W lato 1-2 koszulki i niy ma problymów "termicznych" = nie tracisz czasu.
Maszina. Jeszcze jeździ;] © gustav
W Rybniku załamka, już mi se nie chce, musza jeszcze 10km kajś dołożyć. I zaś mie głód biere,zaś wydatki w cukierni :( Krynca krynca kaj idzie, pod domym jeszcze 1km. Wpadło uff w końcu..
Powiym tak: od 2 lot miołech plan zrobić 500km pod koniec roku. To se udało. Ale głównie przez dużo żarcia i duże poniesione koszty jest jakiś ''uszczerbek'' na psychice. Jakbych nie musioł tela żreć, to ta trasa zrobia w 20-21h brutto. Nad ranym na widok jedzynio faktycznie mi sie odechciewało jazdy. Wiadomo, o tyj porze roku temperatura niższo, więc jedzie sie trudniej, jedzenie i picie marznie. Ale w lato tyż nie zawsze było kolorowo. Bardzo chciołbych wystartować za rok w MRDP, ale jak po 2-3 dniach byda wymiotowoł na widok jedzynia... A tam sie jedzie 8-10 dni... Musza popytać co nieco specjalistów dietetyki. Źle to wyglądo.
Paweł CFCfan se chyba wnerwił (screen za pozwoleniem hehehe). No CF - szykuj maszina :P
Na trasie krynciłech ujęcia, także niedługo filmik pełnometrażowy :) W tym roku chciołech odwiedzić Kielce na kole - odwiedziłech je już 4x :>
7x >500km w tym roku.
Żodyn.
Wszyscy se wolą pospać do 11:00 widocznie, a po połedniu dopiyro iś na koło na 2h. W dążeniu do sukcesu - to nie przejdzie. Drogi mokre po nocnych opadach, momentami słońce wychodzi zza chmur. Wbijom do biedry po banany i baterie do mp3, bo jechać tako wielko trasa bez muzy samymu to od razu morale -220. Pamiętom powrót z Kielc we wrześniu... Dobra no, musza być w Krakowie na 14:00, kaj bydzie czekoł Krystian z Dębicy, tyż ultras, z kierym już jeździłech 2x w tym roku. Wiatr jak se okazuje- zamiast południowy wg prognoz, to jest wschodni. Czyli ze 130km musza jechać pod wiatr... Ale jakoś se kulom. Na Brzeszcze, 949 pod Zator, kaj spotykom xtnt - godomy yno z 5min bo czas mie goni. A Tomek tyż już kieroś setka wali hehe. No i 44 prosto na Kraków. Jakoś walcza, granica Krakowa 119km prawie 14:00 uuu. A że nie mom wgranej mapy Małopolski na gps, no to pytom ludzi kaj rychtyk na cyntrum najszybcij hehe. 14:25 jakoś na rynku grunt że dojechołech. Krystian już czeko.
Kraków. Krystian z Dębicy obok mie © gustav
Jo zjod 4 banany na tych 133km, wiync szukomy co pojeść ciepłego. Pytom rowerzysty, kaj co i jak, a on nas prowadzi pod taki okrągły bazarowy budyneczek. No elegancja, bo dupno zapiekanka już idzie dorwać za 5zł! No to biera 2. Doładowany jeżeh na full, mogymy jechać na Kielce, bo tak spontanicznie my wymyślili hehe. Wyjazd o 16, obwodnicą Krakowa do DK7 i potym prosto ze 120km do Kielc uu...
Pogoda aktualnie fajno, bez mrozów ;) A już som wyjazd z miasta to same podjazdy-zjazdy. I w zasadzie przez dobre 10-15km jazda w pieprzonym smogu, kuźwa no tragedia!! Smog jakoś znikł, ale podjazdy sie nie kończą :/ Wiatr nadal południowo wschodni, Krystian wnerwiony, że cało droga powrotno bydzie mioł pod wiatr ;) Te podjazdy są na całym odcinku DK7 do Kielc, może symboliczne kilometry jakiś lekko płaskie yhm. W Jędrzejowie pauza na kolejny ciepły posiłek - te 2 zapiekanki mi stykły na te prawie 100km i odziwo - jeszcze mie nie odcino. Dowiaduja se, że jest tu ABC 24h - kurde super! zrobia tu zakupy po powrocie z Kielc. Kolacja okej + kawa, zeszło trocha czasu, ale to nie istotne. Do Kielc dojyżdżomy jakoś 22:30 i od razu do Maca. Zamawiomy po pepsi, bo suszy ;) Kurde gupio baba strudzonym rowerzystom dowalyła lodu do tyj pepsi, na ja piernicze... Siedzymy z godzina no i czas jechać kożdy w swojo strona. GPS mi pokazuje z 205km do domu. Wyjazd z miasta zajebiaszczy - pusto spokojnie dookoła. Kupuja woda na tankszteli yno jeszcze. DK7 tyż w zasadzie pusto.
McDonald Kielce © gustav
W Jędrzejowie wbijom do ABC, kupuja chlyb krojony 500g, dżem i 2 czekolady. I konsumpcja na przistanku. Kurde po 10min jest mi już fest zima, no 7st momy. Kieryja se na DK78 i prosto do domu, wiatr troszka pomago, w końcu :) Co do DK7 Kraków - Kielce: rowerkiym yno w weekend, najlepij w nocy. Jo je fanatyk krajowych, ale w tydgoniu bych tam za nic nie jechoł. I tak se powoli kulom na Śląsk. W Tarnowskich Górach wschód słońca, 7ma godzina.. 13st.!! Yno po 10min słońce se schowało i było 8-9... Wbijom na cyntrum po woda i świeże żymły do odmiany. Lekki kryzys, zaś mom świadomość, że za dużo już kasy poszło na żarcie i picie... A 70km pozostało do 500km. Kieruja sie na Rudy, co by zrobić objazd lekki. Przed Rudami słońce wychodzi, zaś ciepło, zaś trza robić przerwy na przebieranie.. To tyż dołuje. W lato 1-2 koszulki i niy ma problymów "termicznych" = nie tracisz czasu.
Maszina. Jeszcze jeździ;] © gustav
W Rybniku załamka, już mi se nie chce, musza jeszcze 10km kajś dołożyć. I zaś mie głód biere,zaś wydatki w cukierni :( Krynca krynca kaj idzie, pod domym jeszcze 1km. Wpadło uff w końcu..
Powiym tak: od 2 lot miołech plan zrobić 500km pod koniec roku. To se udało. Ale głównie przez dużo żarcia i duże poniesione koszty jest jakiś ''uszczerbek'' na psychice. Jakbych nie musioł tela żreć, to ta trasa zrobia w 20-21h brutto. Nad ranym na widok jedzynio faktycznie mi sie odechciewało jazdy. Wiadomo, o tyj porze roku temperatura niższo, więc jedzie sie trudniej, jedzenie i picie marznie. Ale w lato tyż nie zawsze było kolorowo. Bardzo chciołbych wystartować za rok w MRDP, ale jak po 2-3 dniach byda wymiotowoł na widok jedzynia... A tam sie jedzie 8-10 dni... Musza popytać co nieco specjalistów dietetyki. Źle to wyglądo.
Paweł CFCfan se chyba wnerwił (screen za pozwoleniem hehehe). No CF - szykuj maszina :P
Na trasie krynciłech ujęcia, także niedługo filmik pełnometrażowy :) W tym roku chciołech odwiedzić Kielce na kole - odwiedziłech je już 4x :>
7x >500km w tym roku.
komentarze
Przepraszam czy ja gdzieś pisałem o psach w Rumunii? Pisałem o różnicy w ataku, a o histerii i opowieściach, że pies zaatakował bo ośmielił się szczeknąć. To jest trochę jak rozmowa o tym gdzie ja opisuję czym jest napad z bronią w ręku, a ktoś mi odpowiada o gangsterach w Rumunii. Atak to jest atak, a nie opowiadanie o ilości psów, jakby to był atak to byś nie przeżył ataku dwóch psów, a i pewnie jeden by niejednego rowerzystę w nocy wykończył. Podziwiam w ogóle np. opowieści o gazie, bardzo polecam próby obrony przed atakującym psem gazem... Tylko ktoś kto nie ma zielonego pojęcia o ataku psa może proponować gaz. Myślę, że to wynika z braku świadomości czym jest atak i z całym szacunkiem w Rumunii czy Grecji czy gdziekolwiek na planecie mogłeś widzieć psy rozpasane no rozumiem to trochę bo takie psy się wychowują samopas, ale co to ma do różnicy definicji ataku i co z tego dopóki nie krwawiłeś i na następny dzień nie biegłeś do lekarza się szczepić to nie przeżyłeś ataku. Więc nijak się mają doświadczenia gdzie nie doszło do kontaktu fizycznego. Niestety ale Garmin nigdy w życiu nie przeżyłeś ataku psa i ani Ty, ani nikt kto nie został fizycznie pogryziony nie ma prawa wypowiadać zdania, że został zaatakowany, a ja przeżyłem ich 4. Obronę gazem (swojego własnego psa przed innym) też mam za sobą i jak pisał wilk to zależy od wiatru obrona na szybko jest niemal niemożliwa i zagazowanie samego siebie w 95% pewne.
xtnt - 14:13 wtorek, 6 grudnia 2016 | linkuj
To prawda, psy pasterskie jak w Rumunii czy Grecji są najgorsze i z nimi już żartów nie ma. Bo to są wielkie psy, z reguły po kilka sztuk, szkolone by stada chronić, potrafią skutecznie nawet niedźwiedzie odganiać. I jak im się wydaje, że wchodzisz na ich terytorium czy zagrażasz ich stadu - to mogą być poważne konsekwencje, bo te psy umieją skutecznie atakować, od razu okrążają człowieka mądrze korzystając ze swojej przewagi liczebnej. I jak nie ma pastucha który ich odgoni - to się robi groźnie. Ale to jest ten sam mechanizm co w przypadku zwykłych psów jakie się w Polsce spotyka - atak w obronie terytorium.
wilk - 22:01 piątek, 2 grudnia 2016 | linkuj
@ xtnt
Pojeździj sobie po Rumunii, albo jeszcze lepiej pochodź tam po górach, najlepiej w porze dojenia owiec, kiedy psy nie mają nic do roboty (owce są wtedy zagonione do koszaru, a pasterze na tyle zajęci, że palcem nie kiwną). Zobaczysz co to znaczy "problem psów" i dlaczego rozsądny człowiek zawsze z ostrożnością podchodzi do każdego, nawet potencjalnego kontaktu z psem/psami. Parę razy tam byłem - wiem o czym piszę. garmin - 21:42 piątek, 2 grudnia 2016 | linkuj
Pojeździj sobie po Rumunii, albo jeszcze lepiej pochodź tam po górach, najlepiej w porze dojenia owiec, kiedy psy nie mają nic do roboty (owce są wtedy zagonione do koszaru, a pasterze na tyle zajęci, że palcem nie kiwną). Zobaczysz co to znaczy "problem psów" i dlaczego rozsądny człowiek zawsze z ostrożnością podchodzi do każdego, nawet potencjalnego kontaktu z psem/psami. Parę razy tam byłem - wiem o czym piszę. garmin - 21:42 piątek, 2 grudnia 2016 | linkuj
Nie twórzmy cudacznych teorii .
Atak to jest każda agresja psa, tylko są ataki udane i nieudane ;)
Pies nie atakuje człowieka by go zjeść, pies niemal zawsze atakuje broniąc swojego terytorium, bo rowerzystę uważa za je naruszającego. Dlatego właśnie po 300-400m odpuszcza, gdy rowerzysta kontrolowane przez psa terytorium opuszcza. Zdrowy pies nigdy na człowieka nie będzie polować, bo człowiek jest dla niego zdecydowanie za wielki; gryzie w obronie terytorium, a nie dla mięsa. Człowieka zaatakować z myślą o mięsie może tylko zwierzę wściekłe lub chore. wilk - 16:51 piątek, 2 grudnia 2016 | linkuj
Atak to jest każda agresja psa, tylko są ataki udane i nieudane ;)
Pies nie atakuje człowieka by go zjeść, pies niemal zawsze atakuje broniąc swojego terytorium, bo rowerzystę uważa za je naruszającego. Dlatego właśnie po 300-400m odpuszcza, gdy rowerzysta kontrolowane przez psa terytorium opuszcza. Zdrowy pies nigdy na człowieka nie będzie polować, bo człowiek jest dla niego zdecydowanie za wielki; gryzie w obronie terytorium, a nie dla mięsa. Człowieka zaatakować z myślą o mięsie może tylko zwierzę wściekłe lub chore. wilk - 16:51 piątek, 2 grudnia 2016 | linkuj
Prawdopodobnie są psy, które biorą rowerzystę za sarnę i zwyczajnie chcą ją upolować, dla nas ludzi wydaje się to śmieszne, ale w rzeczywistości nie zdajemy sobie sprawę jak realnie do tego podchodzi pies. Atak na mnie przypominał dokładnie atak drapieżników na zwierzynę. Więc jeśli nie ma krwi to nie ma ataku. A niektórzy naprawdę opowiadają o ataku chociaż go nie doświadczyli.
Mnie zaatakował na drodze wojewódzkiej 783 ze skalbmierza do kazimierzy wielkiej, nigdy się nie dowiedziałem jaki to był pies, czy był jeden bo wydawało się ich więcej, to są pozory że uda się coś zobaczyć. Pamiętam, że próbowałem go kopać, ale wydawał się ogromnym bydlakiem. Praktycznie nie robiło to na nim żadnego wrażenia. Jedyne co człowiek robi to ucieka. Nie ma czasu na wyciągnięcie broni, nie ma czasu na nic. Taki pies zaatakuje na 200% z zaskoczenia bo tak robią drapieżniki nie atakują od frontu tylko z zaskoczenia, z tyłu, czyli na pewno ofiara nie będzie świadoma ataku. A niektórzy opowiadają o psach, które wybiegają im naprzeciw jakby to był atak. Atakujący pies NIE DAJE ZNAKU ataku, nie szczeka, tylko wbija kły i odrąbuje kawały mięsa. To jest atak psa. Pies szczekając nie atakuje tylko ostrzega. To są sygnały. Sygnały to nie ataki. Atakuje się zębami. Tak samo człowiek nie atakuje słowami tylko pięściami. Co więcej wielu przyzwyczajonych do typowej gonitwy psa myśli, że pies atakujący będzie również biegł z taką szybkością. Szybkość psa atakującego może osiągnąć 50 km/h, psy biegają wolniej bo im się zwyczajnie nie chce. Każdy zdziwi się w takiej sytuacji jak niewielką prędkością dla psa jest 30 km/h. To jest prędkość, przy której jest w stanie biec za tobą przez 2 km i ponawiać ugryzienia co 5 sekund. Ja zadałem mu z 5 ciosów nogą, a on mi z 5 szczękami. Jeśli psy będą dwa po obu stronach to otrzymasz ugryzienia z obu stron jednocześnie. Szczekanie czy przegonienie czy nawet próba ugryzienia w łydkę to tylko delikatne próby przegonienia od swojego terenu, a nie żaden atak, miałem takich "ataków" setki. Psy zachowują się zupełnie inaczej w nocy. Z pewnością mają problem ze wzrokiem i rozpoznaniem czym jest obiekt i mogą rowerzystę wziąć po prostu za kolację. Swoją drogą tu ich wielki węch jest do niczego. Albo z premedytacją polują na ludzi. Bo powinny rozróżniać zapach człowieka od sarny. Większość rowerzystów zakłada, że sytuacja potoczy się w ten sposób, że wyskoczy pies przed rowerem, on się zatrzyma i go przestraszy czyli tak jak prawie zawsze się to dzieje. A w razie czego pojedzie 25 i ucieknie. Ale to nie dzieje się wcale w ten sposób. Pies wybiega z tyłu z szybkością ok 40 km/h nie słychać nawet szelestu.
Szansa trafienia na taką sytuację jest bardzo mała, ale jej skutki mogą być opłakane. Gdybym upadł tam z pewnością bym tam zginął. xtnt - 16:34 piątek, 2 grudnia 2016 | linkuj
Mnie zaatakował na drodze wojewódzkiej 783 ze skalbmierza do kazimierzy wielkiej, nigdy się nie dowiedziałem jaki to był pies, czy był jeden bo wydawało się ich więcej, to są pozory że uda się coś zobaczyć. Pamiętam, że próbowałem go kopać, ale wydawał się ogromnym bydlakiem. Praktycznie nie robiło to na nim żadnego wrażenia. Jedyne co człowiek robi to ucieka. Nie ma czasu na wyciągnięcie broni, nie ma czasu na nic. Taki pies zaatakuje na 200% z zaskoczenia bo tak robią drapieżniki nie atakują od frontu tylko z zaskoczenia, z tyłu, czyli na pewno ofiara nie będzie świadoma ataku. A niektórzy opowiadają o psach, które wybiegają im naprzeciw jakby to był atak. Atakujący pies NIE DAJE ZNAKU ataku, nie szczeka, tylko wbija kły i odrąbuje kawały mięsa. To jest atak psa. Pies szczekając nie atakuje tylko ostrzega. To są sygnały. Sygnały to nie ataki. Atakuje się zębami. Tak samo człowiek nie atakuje słowami tylko pięściami. Co więcej wielu przyzwyczajonych do typowej gonitwy psa myśli, że pies atakujący będzie również biegł z taką szybkością. Szybkość psa atakującego może osiągnąć 50 km/h, psy biegają wolniej bo im się zwyczajnie nie chce. Każdy zdziwi się w takiej sytuacji jak niewielką prędkością dla psa jest 30 km/h. To jest prędkość, przy której jest w stanie biec za tobą przez 2 km i ponawiać ugryzienia co 5 sekund. Ja zadałem mu z 5 ciosów nogą, a on mi z 5 szczękami. Jeśli psy będą dwa po obu stronach to otrzymasz ugryzienia z obu stron jednocześnie. Szczekanie czy przegonienie czy nawet próba ugryzienia w łydkę to tylko delikatne próby przegonienia od swojego terenu, a nie żaden atak, miałem takich "ataków" setki. Psy zachowują się zupełnie inaczej w nocy. Z pewnością mają problem ze wzrokiem i rozpoznaniem czym jest obiekt i mogą rowerzystę wziąć po prostu za kolację. Swoją drogą tu ich wielki węch jest do niczego. Albo z premedytacją polują na ludzi. Bo powinny rozróżniać zapach człowieka od sarny. Większość rowerzystów zakłada, że sytuacja potoczy się w ten sposób, że wyskoczy pies przed rowerem, on się zatrzyma i go przestraszy czyli tak jak prawie zawsze się to dzieje. A w razie czego pojedzie 25 i ucieknie. Ale to nie dzieje się wcale w ten sposób. Pies wybiega z tyłu z szybkością ok 40 km/h nie słychać nawet szelestu.
Szansa trafienia na taką sytuację jest bardzo mała, ale jej skutki mogą być opłakane. Gdybym upadł tam z pewnością bym tam zginął. xtnt - 16:34 piątek, 2 grudnia 2016 | linkuj
Ja tylko dopiszę jeszcze o psach, bo chciałem się wypowiedzieć u garmina, ale BS jest na tyle demokratyczny, że żeby cos napisać trzeba się logować. Bzdurny ten BS do granic możliwości i schodzi na psy. Ale to już nie mój problem. Bo wielu jeżdżąc nocą nie odróżnia "ataku psa" od ataku psa. Atak psa jest wtedy jak pies wgryza się w twoje mięso, przepraszam, ale ja przeżyłem taki atak i niech nikt nie opowiada o tym, że jest w stanie cokolwiek zrobić. Atakujący pies od "atakującego psa" różni się tym, że atakujący pies zaatakuje cię od tyłu i nie będziesz w ogóle wiedział co jest grane, a pies, który wyskakuje i szczeka to nie jest żaden atak. Mnie pies zaatakował przy 30 km/h szczęśliwie mnie nie przewrócił z roweru i udało mi się uciec i ocalić życie, szczekanie psa choćby 100 sztuk to nie jest atak tylko odstraszanie napastnika, atak to jest atak i czego nie życzę nikomu kiedy się przekona co może 1 pies wielkości wilczura to zmieni podejście do psów. Atak tego psa był normalnym POLOWANIEM.
xtnt - 12:38 piątek, 2 grudnia 2016 | linkuj
Nadspodziewanie dobre efekty na lodowatą wodę daje wchodzenie do niej w skarpetach, w takich zupełnie zwykłych (i tanich ;) ). Oczywiście pod warunkiem, że posiadamy zapasowe. ;))
mors - 00:55 piątek, 2 grudnia 2016 | linkuj
Morsie, "sporty wodne" są mi dalekie, nawet latem nie ciągnie mnie do kąpieli. Zimą kilka razy miałem przyjemność pokonywać górskie rzeki. Zwykle nie mogłem sobie pozwolić na przejście w butach bo przede mną była dalsza wędrówka. Ból stóp (a w zasadzie całych nóg) był dotkliwy, a i czas do przywrócenia stanu normalnego długi. Najgorsza była warstwa czegoś w rodzaju lodowego błota, która zalegała przy dnie, pomimo, że strumienie były raczej rwące (inaczej zresztą dawno by zamarzły bo temperatura była na poziomie kilkunastu stopni mrozu i mniej - jak to często bywa zimą w Karpatach Wschodnich). Stopy zanurzane w tym błocie bardzo bolały z zimna, były też szczególnie wrażliwe na kontakt z ostrymi skałami i kamieniami. Wyjście z rzeki na śnieg i mróz stanowiło ulgę. Ale ... i tak uważam, że bardziej boli kilkunastogodzinne pedałowanie na solidnym mrozie i wietrze albo bezruch na mrozie podczas wędrówki czy zakładania zimowego biwaku.
garmin - 11:56 czwartek, 1 grudnia 2016 | linkuj
@garmin: oczywiście, że wiem, co to znaczy przepocone ubranie na mrozie. To dlatego, m.in. wolę jeździć bardziej niedogrzany niż przegrzany.
I wiem też, że jeśli jednak już się ktoś przegrzeje, to już lepiej się na chwilę porozpinać i pomachać ubraniami choćby i na mroźnym wietrze, niż kisić się we własnym sosie...
A dzięki morsowaniu znam z kolei takie stany stóp, przy których jazda przy -10 w tanich "adidaskach" była niczym trzymanie stóp na termoforze. :)) mors - 01:23 czwartek, 1 grudnia 2016 | linkuj
I wiem też, że jeśli jednak już się ktoś przegrzeje, to już lepiej się na chwilę porozpinać i pomachać ubraniami choćby i na mroźnym wietrze, niż kisić się we własnym sosie...
A dzięki morsowaniu znam z kolei takie stany stóp, przy których jazda przy -10 w tanich "adidaskach" była niczym trzymanie stóp na termoforze. :)) mors - 01:23 czwartek, 1 grudnia 2016 | linkuj
Przepocone ubranie tak, zdecydowanie tak to działa dlatego, że aby ogrzać przepocone ubranie potrzeba znacznie więcej energii bo nie tylko na ogrzanie samego ciała, ale również tego potu. Co więcej nawet lekka warstwa potu sprawi, że np. wiatr wychładza znacznie skuteczniej. Dlatego często spotykam ludzi marznących bo ubranych zbyt ciepło. Potem się jeszcze boją rozebrać i tworzy się błędne koło. Suchość ciała jest zimą podstawą i to się zgadza. Ostatnio jeździłem w -5C z większym komfortem niż nie raz przy 4C. Powietrze w ujemnych staje się czyste od razu mamy ogromną widoczność co jest dużą zaletą np. w przypadku tras widokowych.
xtnt - 08:38 środa, 30 listopada 2016 | linkuj
Fajna dyskusja. :) No przyjemność rzecz względna myślę, skrzypek powie, że jazda na rowerze to masochizm, a nie przyjemność, każdy to trochę inaczej postrzega, a nawet człowiek sam w sobie. Ja np. dwa trzy lata temu jeździłem w absurdalnych warunkach i nawet moknięcie jak szczur dawało mi przyjemność. Wszyscy stali na przystanku chowając się przed deszczem, ja jechałem. Po latach się trochę to zmieniło i widzę jak to ewoluuje, rzeczywiście w stronę coraz większego komfortu i poszukiwania przyjemności. Fakt, że ogniska i wszystkie inne czynności są stratą czasu, jak jechaliśmy z Sebastianem na Nysę najfajniejszym przecież momentem było spotkanie pijanego :) Irlandczyka palącego ognisko wielkości 3 metrów :D I to tuż po tym jak sami próbowaliśmy się ogrzać jakimś ogniem. Jak przeznaczenie. Ważna jest przygoda, a czy będziemy się dogrzewać, czy nie to wyjdzie pewnie w praniu. Mnie irytuje to, że stacje są raczej dla bogatych przejezdnych, nie są to miejsca gdzie rowerzysta jest w stanie tanio pojeść a to co może zjeść to raczej nic konkretnego. Ostatnio jak robiłem 400 km na Tarnów to zatrzymałem się na stacji, ale zdecydowanie wolałem siedzieć na zewnątrz bo były krzesła, niż w środku. Zresztą chyba w ogóle miejsc siedzących nie było.
xtnt - 08:30 środa, 30 listopada 2016 | linkuj
Morsie - spróbuj kiedyś zimowej wędrówki, zobaczysz jak to wygląda nie tylko we własnej wyobraźni :-)
... jednym z większych błędów, popełnianych przez początkujących, jest ... przegrzanie się. A jak się idzie/jedzie, to nie trudno o to nawet w najtrudniejszych warunkach. Przepocone ubranie nie chroni przed zimnem! A co do czubka nosa ... akurat takie części ciała jak nos, chroni się szczególnie, bo są szczególnie narażone na odmrożenia. garmin - 07:02 środa, 30 listopada 2016 | linkuj
... jednym z większych błędów, popełnianych przez początkujących, jest ... przegrzanie się. A jak się idzie/jedzie, to nie trudno o to nawet w najtrudniejszych warunkach. Przepocone ubranie nie chroni przed zimnem! A co do czubka nosa ... akurat takie części ciała jak nos, chroni się szczególnie, bo są szczególnie narażone na odmrożenia. garmin - 07:02 środa, 30 listopada 2016 | linkuj
@garmin: z całym szacunkiem do Twoich zimowych aktywności, ale jak w takich ciężkich warunkach jesteś okutany na zimowo, to o prawdziwym zimnie wie co najwyżej Twój koniec nosa. :)
Popływaj czasem na mrozie, to Ci się oczy otworzą. ;)) mors - 01:01 środa, 30 listopada 2016 | linkuj
Popływaj czasem na mrozie, to Ci się oczy otworzą. ;)) mors - 01:01 środa, 30 listopada 2016 | linkuj
Ale rozmawiamy o jeździe na rowerze, nie pieszych wyrypach, to po co w to mieszasz takie nieporównywalne kwestie? To może jeszcze XIXw traperów wydobywających złoto na Alasce porównamy? Oni nie mieli gore-texów, lekkich plecaków, a żywność tylko taką co sami upolowali, Twoje pieszy wyrypy to dla nich była bułka z masłem. Co ma piernik do wiatraka? To jest portal rowerowy i nie ma co na niego wkładać doświadczeń z wypraw pieszych.
wilk - 15:14 wtorek, 29 listopada 2016 | linkuj
W ogóle to powinien być ustawowy zakaz jazdy rowerem wchodzący w życie od października i trwający do końca marca, to by się skończyła ta "dyskusja" ;)))) Znajdźcie sobie hobby adekwatne do panującej aury, a nie się licytujecie, kto w gorszych warunkach da radę :D
Gość-nihilista - 14:33 wtorek, 29 listopada 2016 | linkuj
Wilku - nie mieszajmy myślowo przejażdżki rowerem, po odśnieżonych drogach, od stacji do stacji, w zasięgu siedzib ludzkich z zimową wyrypą.
Na zimowych wyrypach na których bywałem nie raz, jedyny ciepły odpoczynek był wtedy, kiedy rozpaliłem ogień. W takich miejscach nie ma sklepów czy stacji benzynowych, drogę wyznaczasz i przecierasz sobie samemu. Do jedzenia masz tylko to co zabrałeś ze sobą. W razie awarii musisz sobie poradzić samemu.
Wcale nie trzeba jechać na biegun aby zakosztować takiej przygody. Wystarczy wybrać się zimą w niezagospodarowane turystycznie góry.
Być może dla Ciebie to jest tylko potrzęsienie się z zimna i zimne jedzenie - rozumiem, nie każdy lubi takie przygody. Dla każdego, kto świadomie wybiera się w takie trasy, to jest ogromne przeżycie i satysfakcja z pokonania trudności. garmin - 14:28 wtorek, 29 listopada 2016 | linkuj
Na zimowych wyrypach na których bywałem nie raz, jedyny ciepły odpoczynek był wtedy, kiedy rozpaliłem ogień. W takich miejscach nie ma sklepów czy stacji benzynowych, drogę wyznaczasz i przecierasz sobie samemu. Do jedzenia masz tylko to co zabrałeś ze sobą. W razie awarii musisz sobie poradzić samemu.
Wcale nie trzeba jechać na biegun aby zakosztować takiej przygody. Wystarczy wybrać się zimą w niezagospodarowane turystycznie góry.
Być może dla Ciebie to jest tylko potrzęsienie się z zimna i zimne jedzenie - rozumiem, nie każdy lubi takie przygody. Dla każdego, kto świadomie wybiera się w takie trasy, to jest ogromne przeżycie i satysfakcja z pokonania trudności. garmin - 14:28 wtorek, 29 listopada 2016 | linkuj
Daj sobie już spokój Pablo, powtarzasz się już n-ty raz i chyba już zauważyłeś, że mało kto takie gadanie kupuje. Wyjazdy 500km to banały, zima też banał, a jedyne prawdziwe wyzwanie to śnieg po pas - kto w takie gadanie ma uwierzyć? ;)) Na takiej zasadzie to za "prawdziwą" zimową jazdę trzeba by tych uznawać tylko tych co na biegun jadą. Sam na zimowych wyjazdach korzystałeś nieraz z popasów w cieple, więc coś mało konsekwentny jesteś. Czemu odpoczywasz w cieple i nie chcesz poczuć tych "niepowtarzalnych przeżyć" zimowych? Bo dla mnie to zwykłe pierniczenie, całe te wielkie przeżycia to że Cię trochę potrzęsie w czasie postoju i jesz zimne jedzenie zamiast ciepłego. Dać się da, żadnej magii w tym nie ma, ja widzę w tym tylko zwykłą upierdliwość, a trudności jazdy jakoś drastycznie to nie podnosi.
wilk - 14:07 wtorek, 29 listopada 2016 | linkuj
Ja uważam, że jazda zimą po odśnieżonych drogach, korzystając ze sklepów i stacji benzynowych, z możliwością ogrzania się i łatwego wycofania się z byle powodu, kiedy np. awaria, warunki lub trudności nas przerosną, jest jazdą zimową tylko z nazwy. Trochę jak "zima kalendarzowa", która jak wiadomo ma niewiele wspólnego z zimą i warunkami sensu stricto zimowymi.
Tak jak napisałem niedawno pod wpisem Kota - moim zdaniem zimowe przeciwności to śniegu tyle, że kryje człowieka i bez nart nie przejdziesz nawet odlać się w krzaki, to taka odległość od siedzib ludzkich, że nie masz w tych warunkach tam szansę dotrzeć w dzień, dwa i więcej i jesteś zdany tylko na siebie (i ewentualnie na zespół w którym działasz), to co masz ze sobą i to co umiesz zrobić; to mróz, huraganowy wiatr, to zamiecie i zawieje walące w twarz niczym ostre bicze, to whiteout - kiedy trudno odróżnić niebo od ziemi i nie wiadomo w którą stronę iść, czy jest do góry czy na dół. Na taką zimę czekam. Czekam żeby po raz kolejny poczuć przyjemność pokonania nietkniętej ludzką stopą przestrzeni i własnych słabości. Może w tym roku, po chyba trzech latach "kalendarzowych zim", wreszcie nastanie zima. Mam nadzieję, że tak będzie.
Przeżycia towarzyszące pokonywaniu jakiegoś dłuższego dystansu w warunkach zimowych są niepowtarzalne. Aby je poczuć trzeba to przeżyć. Nie ma innego sposobu. Kto tego nie przeżył, najprawdopodobniej nie wie o czym jest mowa. garmin - 13:41 wtorek, 29 listopada 2016 | linkuj
Tak jak napisałem niedawno pod wpisem Kota - moim zdaniem zimowe przeciwności to śniegu tyle, że kryje człowieka i bez nart nie przejdziesz nawet odlać się w krzaki, to taka odległość od siedzib ludzkich, że nie masz w tych warunkach tam szansę dotrzeć w dzień, dwa i więcej i jesteś zdany tylko na siebie (i ewentualnie na zespół w którym działasz), to co masz ze sobą i to co umiesz zrobić; to mróz, huraganowy wiatr, to zamiecie i zawieje walące w twarz niczym ostre bicze, to whiteout - kiedy trudno odróżnić niebo od ziemi i nie wiadomo w którą stronę iść, czy jest do góry czy na dół. Na taką zimę czekam. Czekam żeby po raz kolejny poczuć przyjemność pokonania nietkniętej ludzką stopą przestrzeni i własnych słabości. Może w tym roku, po chyba trzech latach "kalendarzowych zim", wreszcie nastanie zima. Mam nadzieję, że tak będzie.
Przeżycia towarzyszące pokonywaniu jakiegoś dłuższego dystansu w warunkach zimowych są niepowtarzalne. Aby je poczuć trzeba to przeżyć. Nie ma innego sposobu. Kto tego nie przeżył, najprawdopodobniej nie wie o czym jest mowa. garmin - 13:41 wtorek, 29 listopada 2016 | linkuj
A na zeszłym MRDP dwóch zawodników dorwał żołądek pod koniec trasy, w rejonie Szczecina, strasznie ich to wymęczyło, już nawet wódkę pili, żeby żołądki udrożnić ;)) I wyrobili się dosłownie na minuty przed limitem, całe ostatnie 400km jadąc z zegarkiem w ręku, odmierzając czas i kilometry.
wilk - 12:42 wtorek, 29 listopada 2016 | linkuj
@Morsie
Pisałem, że nie interesują mnie rekordy typu jazda bez spania czy też jazda bez postojów. Natomiast oczywiście interesują mnie prawdziwe rekordy, które mówią o realnej sile rowerzysty - czyli np. czasy uzyskiwane na BBT, czy miejsca zdobywane na ultramaratonach. Bo niewiele Ci powie o Twoich możliwościach rekord w konkurencji, w której nikt poza Tobą nie startuje, natomiast miejsce na maratonie mówi o Twoich możliwościach sporo, o tym jak wypadasz na tle innych. wilk - 12:35 wtorek, 29 listopada 2016 | linkuj
Pisałem, że nie interesują mnie rekordy typu jazda bez spania czy też jazda bez postojów. Natomiast oczywiście interesują mnie prawdziwe rekordy, które mówią o realnej sile rowerzysty - czyli np. czasy uzyskiwane na BBT, czy miejsca zdobywane na ultramaratonach. Bo niewiele Ci powie o Twoich możliwościach rekord w konkurencji, w której nikt poza Tobą nie startuje, natomiast miejsce na maratonie mówi o Twoich możliwościach sporo, o tym jak wypadasz na tle innych. wilk - 12:35 wtorek, 29 listopada 2016 | linkuj
To nie jest tak, że ludzie co jadą szybko nie jedzą. Musiałbyś porównać sumę kalorii, którą wciągają w siebie w postaci różnych batonów, żeli i tego typu śmieciowego jedzenia. Każdy człowiek ma inną przemianę materii - i w tej mierze nic na siłę. Piszesz, że inni ludzie nie mają tych problemów - a tak wcale nie jest, po prostu mają innego rodzaju problemy. Na tegorocznym BBT masa ludzi miała spore problemy żołądkowe, właśnie przez nałożenie się dużego wysiłku na śmieciową dietę i mieszankę wybuchową wszystkiego z wszystkim, słodyczy, schabowych, żeli, izotoników itd. Ty może musisz jeść więcej - ale jesz normalne, sporo zdrowsze jedzenie i dzięki temu nie masz problemów z żołądkiem. A jak dopada Cię problem z żołądkiem na trasie - to ponosisz ogromne straty, dużo większe niż na jedzenie co 100km. Widziałeś Kota na MP - po punkcie żywnościowym padł jej żołądek i skończyła się szybka jazda, tylko turlaliśmy się powoli do mety. I takich osób na BBT była masa, wymiotowali ileś razy, co ich mocno osłabiało itd. Tak więc lepiej jeść to co się dobrze sprawdza i trochę więcej czasu stracić, niż kombinować za wiele ryzykując problemy z żołądkiem. A tym większe znaczenie ma to na MRDP, tam dobry kryzys żołądkowy może oznaczać koniec marzeń o limicie 10 dni.
wilk - 12:32 wtorek, 29 listopada 2016 | linkuj
Rozbraja mnie kompletnie, jak niektórzy finaliści MRDP czy BBT piszą, że nie interesują ich wyniki i rekordy, i że jeżdżą tylko dla przyjemności (a w praktyce w mrozie, w deszczu, po nocach itd....). Niezła schiza...
mors - 00:34 wtorek, 29 listopada 2016 | linkuj
Na takiej imprezie jak MRDP - to zupełnie nie da rady. Bo tam nawarstwia się z dnia na dzień zmęczenie, a na trasie organizm ma ogromne wydatki energetyczne. Jednym słowem trzeba jeść bardzo dużo, bo bez paliwa się nie pojedzie, te ogromne wydatki trzeba uzupełniać równie ogromnymi dawkami jedzenia, nawet w okolicach 10tys kalorii na dobę ;)
wilk - 23:11 poniedziałek, 28 listopada 2016 | linkuj
W Norwegii to dopiero są ceny na stacjach, jakiś hot-dog to ze 25zł, menu hamburger + picie to kolo 50zł, u nas to jeszcze ceny całkiem w normie. A jak czytałem o wynikach finansowych stacji - to z jedzenia i wszelkich towarów poza samochodowymi mają większe dochody niż z paliwa, na które jest malutka marża. Dlatego też teraz już nawet mniejsze koncerny paliwowe coraz szerszą ofertę na stacjach mają. I dla rowerzystów ultra to fajna sprawa, bo na wielu drogach jest gdzie nocą co zjeść czy odpocząć w cieple, niestety z portfela sporo to wyciąga. Ależ już np. na Słowacji dużo gorzej z takimi stacjami, dostępność drastycznie mniejsza niż w Polsce.
A co do diety - to niestety jazda na zimnie wymaga więcej kalorii, bo wiele energii organizm zużywa na ogrzanie się, dieta polarnika to 5-6 tys kalorii. Tak więc dla człowieka z Twoim zapotrzebowaniem Gustav te zimowe jazdy to już prawdziwe wyzwanie ;)) wilk - 19:45 poniedziałek, 28 listopada 2016 | linkuj
A co do diety - to niestety jazda na zimnie wymaga więcej kalorii, bo wiele energii organizm zużywa na ogrzanie się, dieta polarnika to 5-6 tys kalorii. Tak więc dla człowieka z Twoim zapotrzebowaniem Gustav te zimowe jazdy to już prawdziwe wyzwanie ;)) wilk - 19:45 poniedziałek, 28 listopada 2016 | linkuj
Ja jeżdżę dla przyjemności, a nie dla wyników typu rekordy bez spania czy bez postojów. To rekordy tej samej klasy co jazda bez jedzenia czy też jazda bez zsiadania z siodełka, np. mój kolega ma rekord 140km bez dotykania butem ziemi ;)). Gotowanie na ognisku na mrozie - to też jest pomysł mocno niepraktyczny, na mrozie gotuje się bardzo wolno, zanim zbierzesz opał i ugotujesz żeby się porządnie najeść to z dobre pół godziny stracisz i mocno zmarzniesz, więc więcej taki postój zaszkodzi niż pomoże. Zimą długie trasy robi się rzadko, więc 2-3 razy na całą zimę mogę wydać parę złotych na stacjach i jechać tak żeby mieć z tego frajdę, a nie dla sztucznych rekordów. Jak jechałem na Nordkapp zimą to nie stawałem nigdzie w cieple, raz na dobę na 10-15min w sklepie w cieple i tyle, bo tam nawet i nie było za bardzo gdzie stawać - więc jak chcę to potrafię jeździć bez postojów i to nie jedną traskę, a prawie 2tygodnie z rzędu, z noclegami w namiocie nawet przy -25''C. Tylko tak jeżdżę jak nie ma innego wyjścia, jak mam możliwość regeneracji w cieple to wolę z niej skorzystać. W końcu m.in. po to pracujemy, żeby wydawać na przyjemności, na nasze hobby ;)).
wilk - 15:25 poniedziałek, 28 listopada 2016 | linkuj
Wilk masz rację, ale tu chodzi o coś innego o to by zrobić wyzwanie. Po prostu taki kaprys to jest. A potem można robić przyjemność. Przecież różne rzeczy się robi nie zawsze przyjemne. Ja tak już przywykłem, że nie lubię korzystać ze sklepów, to jest nawet niezdrowe bo regularne wchodzenie i wychodzenie powoduje gwałtowne zachwiania termiki. A ze sklepami w nocy tragedia, stacje benzynowe to mega przepłacanie, a ja nie toleruję przepłacania. 8 zł za kawę, no ludzie... Napoje po 5 zł, sensownego jedzenia zero. Jedno wejście i można stracić pełno hajsu. Trochę pomysłowości i można taką stację zastąpić np. ogniskiem w odpowiednim miejscu, będzie ciepło i można podgrzać co się chce. Weźmy za przykład kupię mięcho za 10 zł i co z nim zrobię na stacji? Nic. Do tego za przeproszeniem najczęściej się wchodzi na stację, cud jak jest miejsce żeby usiąść, a z kibla rzadko można skorzystać. Ale to wszystko jest fajna sprawa i do ustalenia. Można tu wiele pokombinować i wszelkie propozycje mile widziane. Fakt faktem jednak wchodzenie do ciepła i ogrzewanie się to nie jest to samo co ciągła jazda tak samo jak ze spaniem. Przykładowo jestem w stanie zrobić 50 km przy -20C, bo jestem bo już robiłem i potem wrócę do domu, rozgrzeję się i mogę zrobić kolejne, a wtedy 8 x 50 to nie będzie za chiny to samo co 1 x 400. Podgrzewanie oczywiście dotyczy chwilowych potrzeb wiadomo, że lepiej jest kupić np. wodę ciepłą, racja bez wątpienia, ale to też zależy od trasy jeśli będzie bez stacji to trzeba będzie sobie radzić. Sporo już tak podgrzewałem i nie jest to jakieś mega problematyczne.
Tak więc jest to pewna filozofia, ale czy nie jest to taka sama filozofia jak np. namiot, a hotel? Przecież hotel jest też wygodniejszy niż namiot. Zawsze można zapłacić za komfortowy nocleg zamiast spać gdzieś pod drzewem lub na ławce. xtnt - 14:57 poniedziałek, 28 listopada 2016 | linkuj
Tak więc jest to pewna filozofia, ale czy nie jest to taka sama filozofia jak np. namiot, a hotel? Przecież hotel jest też wygodniejszy niż namiot. Zawsze można zapłacić za komfortowy nocleg zamiast spać gdzieś pod drzewem lub na ławce. xtnt - 14:57 poniedziałek, 28 listopada 2016 | linkuj
Gratuluję!!!
Zrobiłeś fantastyczną trasę o tej porze roku, a opis jeszcze lepszy. Podziwiam i jeszcze raz gratuluję!!! robin - 19:58 niedziela, 27 listopada 2016 | linkuj
Zrobiłeś fantastyczną trasę o tej porze roku, a opis jeszcze lepszy. Podziwiam i jeszcze raz gratuluję!!! robin - 19:58 niedziela, 27 listopada 2016 | linkuj
To najlepiej jezdzij od sklepu do sklepu. ;)
W srodku nocy, na wioskach, troche trudno o czynny sklep... Gość spod lodu ;) - 18:45 sobota, 26 listopada 2016 | linkuj
W srodku nocy, na wioskach, troche trudno o czynny sklep... Gość spod lodu ;) - 18:45 sobota, 26 listopada 2016 | linkuj
Takie teorie jak rozgrzewanie jedzenia wożąc je na ciele - to nie wytrzymują konfrontacji z praktyką. Niewygodne jak cholera i w dodatku mało skuteczne, wejdziesz do sklepu i masz cieplejsze jedzenie bez żadnych upierdliwości. Jazda zimą to nie ma być jazda dla jakiejś idei - to ma być przyjemność. A postoje w cieple podnoszą tę przyjemność drastycznie, choć swoje kosztują.
wilk - 11:14 sobota, 26 listopada 2016 | linkuj
Brawo xtnt, w końcu ktoś sam pomyślał. :)
PS. był kiedyś na BSach jeden cyborg, co przy -20 zrobił 200 km. :) Po mojemu to 4 000 mrozokilometrów - macie pytania? ;) mors - 00:12 sobota, 26 listopada 2016 | linkuj
PS. był kiedyś na BSach jeden cyborg, co przy -20 zrobił 200 km. :) Po mojemu to 4 000 mrozokilometrów - macie pytania? ;) mors - 00:12 sobota, 26 listopada 2016 | linkuj
No ale musiałoby być całkiem sucho bo już nie mam miejsca na nowe blizny :D Dla mnie -10C to nie problem możemy robić jakieś 300 km :D Ale tempo będzie żółłłłłłłłłłłwie.
xtnt - 14:35 piątek, 25 listopada 2016 | linkuj
Jedzenie i picie można ogrzać własnym ciałem :) Proponuję np. zawieszkę (saszetkę) na szyję, do której możemy zmieścić np. jedzonko i picie. Takie coś chowamy pod pierwszą lub drugą warstwą ubrań i mamy przy -10C ogrzane do 5C po pół godziny jazdy. Ciało ma temperaturę 36,9C, wystarczy pół godziny na rozgrzanie 0,33l napoju. Ja stosowałem nawet coś takiego jak zawieszany na plecy, na pierwszej warstwie, a pod plecakiem i pod ciuchami bukłak i miałem litr wody ciepłej non stop do dyspozycji w każdej chwili. ;)
No i jeżdżenie w ujemnych polegające na odwiedzaniu co 50 km ogrzewania w pomieszczeniu to wg mnie nie zalicza się do zimowej jazdy.
Poza tym po co posiłki jak nikt nie planuje robić w temperaturach poniżej 0C więcej niż 100 km, a do 100 km to wystarczy zjeść przed wyjściem obfity posiłek. Więc cała gra zaczyna się powyżej 100 km i w sytuacji kiedy nie dogrzewamy się na trasie.
Jak ktoś cwany to i ognisko sobie rozpali i podgrzeje posiłek też tak się da, co to za problem podjechać pod biedrę, kupić np. skrzydełka i podgrzać nad ogniskiem? W razie czego można też wozić ze sobą metalowy kubek i na trasie wypić gorący napój rozgrzany samym żarem z ogniska.
Więc tak naprawdę jazda zimowa to jest żaden problem tylko nikt tego nie praktykuje. Chętnie sam spróbuję 200 km w -10C. Cała sztuka zimowych jazd nie opiera się na mocy, tylko na pomysłowości.
Myślę Sebastian, że musimy tu zrobić taką przykładową jazdę z zimowymi atrakcjami :D xtnt - 13:48 piątek, 25 listopada 2016 | linkuj
No i jeżdżenie w ujemnych polegające na odwiedzaniu co 50 km ogrzewania w pomieszczeniu to wg mnie nie zalicza się do zimowej jazdy.
Poza tym po co posiłki jak nikt nie planuje robić w temperaturach poniżej 0C więcej niż 100 km, a do 100 km to wystarczy zjeść przed wyjściem obfity posiłek. Więc cała gra zaczyna się powyżej 100 km i w sytuacji kiedy nie dogrzewamy się na trasie.
Jak ktoś cwany to i ognisko sobie rozpali i podgrzeje posiłek też tak się da, co to za problem podjechać pod biedrę, kupić np. skrzydełka i podgrzać nad ogniskiem? W razie czego można też wozić ze sobą metalowy kubek i na trasie wypić gorący napój rozgrzany samym żarem z ogniska.
Więc tak naprawdę jazda zimowa to jest żaden problem tylko nikt tego nie praktykuje. Chętnie sam spróbuję 200 km w -10C. Cała sztuka zimowych jazd nie opiera się na mocy, tylko na pomysłowości.
Myślę Sebastian, że musimy tu zrobić taką przykładową jazdę z zimowymi atrakcjami :D xtnt - 13:48 piątek, 25 listopada 2016 | linkuj
Fajnie, to nawet już za mnie pokręciłes, mogę spokojnie się opier$%#alać do końca roku :D
k4r3l - 09:26 czwartek, 24 listopada 2016 | linkuj
Ciepłe posiłki to tylko taki nawyk z dzieciństwa. Warto z tego wyrosnąć. :)
mors - 00:15 czwartek, 24 listopada 2016 | linkuj
Gratuluję i mam nadzieję że filmik nie będzie pełnometrażowy. 3 minutki i starczą!
vuki - 23:36 poniedziałek, 21 listopada 2016 | linkuj
No kurde, zdenerwowałeś mnie :p Maszyna gotowo ;) Tylko czekać na weekend i modlić się o 24h pogody :) Trasa super. Tylko strasznie płasko... Gratulacje ;)
CFCFan - 23:21 poniedziałek, 21 listopada 2016 | linkuj
Komentuj