Wpisy archiwalne w miesiącu
Sierpień, 2012
Dystans całkowity: | 920.40 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 39:12 |
Średnia prędkość: | 23.48 km/h |
Maksymalna prędkość: | 73.00 km/h |
Liczba aktywności: | 8 |
Średnio na aktywność: | 115.05 km i 4h 54m |
Więcej statystyk |
Lajtowo po centrum
Środa, 29 sierpnia 2012
Km: | 26.30 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:10 | km/h: | 22.54 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | 20.0°C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: MTB Custom | Aktywność: Jazda na rowerze |
Tour de Beskidy
Wtorek, 28 sierpnia 2012 Kategoria b) Zaczynomy party [200-299km]
Km: | 224.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 09:43 | km/h: | 23.05 |
Pr. maks.: | 59.00 | Temperatura: | 25.0°C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: MTB Custom | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dzisiejsza pogoda miała być wyśmienita na rower, więc postanowiłem wybrać się w góry, w nieodkryte jeszcze tereny, czyli do Istebny i potem prosto na Żywiec (trasa obrana tak, by zaliczyć pozostałe gminy w powiecie cieszyńskim).
(na mapie od Istebny do Milówki jechałem obok ekspresówki; nie wiem, dlaczego nie można było zaznaczyć tej bocznej drogi)
1. postój na jakimś 40km. by zdjąć bluzę z długim rękawem, widoki już były co najmniej fantastyczne :)
W Ustroniu na przystanku mała pauza na jedzonko, potem jadąc do Wisły pojawił się dziwny kryzys - nie było chęci jechać, brzuch tak jakoś dziwnie bolał, jeszcze chłodny wiatr + grzejące słońce (bardzo niekorzystna mieszanka, takie miałem odczucie) potęgowały me załamanie... Tam gdzieś wstąpiłem do sklepu po wodę, czekoladę i 2 bułki.
Droga z Wisły do Istebnej. Jest to chyba najjj...cudowniejszy?? podjazd, jakim jechałem w swej "karierze" ^^ Stan drogi idealny, widoki połączone ze słoneczną pogodą - miodzio, nic dodać & nic ująć! Zdjęcia są świetne, a co dopiero, jeśli jest się tam na żywo?! Szkoda, że 70km od domu... bo bym często tutaj trenował. Tam już mój kryzys minął :D
Dowód musi być dla niedowiarków :P
Potem w Istebnej było kilka zjazdów i podjazdów, ale ten największy podjazd ciągnął się aż do Koniakowa\Pietraszyny. Nachylenie momentami pow. 10%, więc przełożenie 1 na 3(4) było wskazane, by się nie męczyć (tym bardziej, że słońce troszkę grzało, a do domu pozostało ok. 140km, wliczając jeszcze nieznaną mi przełęcz między Międzybrodziem a Bielsko-Białą, która okazała się trudniejszą, bardziej nachyloną, niż sama Kubalonka!). Dojeżdżając na najwyższy punkt, czułem, że jestem jakieś 2000000 m.n.p.m :D Ale widoki kosmos ;]
W stronę Żywca było już z górki, a potem równym terenem (średnia rzadko spadała poniżej 25, mimo najwyższej temperatury - jechało się nie najgorzej). Tam zjadłem 2 bułki i czekoladę zakupione we Wiśle oraz "dotankowałem" bidon (jak się okazało - wystarczyło do samego domu; ale czemu się dziwić, skoro tempo było ekonomiczne)
Później czekała mnie wspomniana wcześniej przełęcz prowadząca na Bielsko - tu też przydało się lekkie przełożenie. Dziury po górkę, w dół nowiuśki asfalcik - odwrotnie jak na Kubalonce :D W Bielsku drogi w bdb stanie, jadę ok.50km\h w dół i coś odczuwam zbyt dobrą przyczepność jak i amortyzację, patrzę na oponę i wszystko wiadomo, myślę: "no k**** znowu górskie fatum..." (bo 2 miesiące temu w Szczyrku też pssssss w oponie było). Powietrze wolno uciekało, także dojechałem do jakiegoś pobliskiego parku i znów ręce miałem uwalone od roboty. Dziś (29.08) zrobiłem oględziny przebitej dętki i kolejny raz dziura od strony felgi, więc opaskę obkleiłem do pewności taśmą, zobaczymy czy pomoże.
Ostatnia przerwa miała miejsce w Żorach, gdzie na stacji kupiłem paczkę wafelków, bo już kryzys nr 2 się pojawiał :>
Małe podsumowanie:
- na śniadanie zjedzona kasza z sałatką oraz banan
- w trasie zjedzona chałka, 2 bułki, 2\3 batonika, czekolada, wafelki
- w sumie wypite 4 litry wody (nie jest źle z wydolnością heh)
- wyjazd o 7, przyjazd o 19
- zaliczonych nowych gmin: 12
- temperatura od 9' do 31' na liczniku
Tak mi się wydaje, że jest to najbardziej urokliwa trasa, jaką przejechałem w życiu :) W Rybniku i okolicach nie ma takich pięknych widoków :>
(na mapie od Istebny do Milówki jechałem obok ekspresówki; nie wiem, dlaczego nie można było zaznaczyć tej bocznej drogi)
1. postój na jakimś 40km. by zdjąć bluzę z długim rękawem, widoki już były co najmniej fantastyczne :)
Jeszcze przed górami© gustav
W Ustroniu na przystanku mała pauza na jedzonko, potem jadąc do Wisły pojawił się dziwny kryzys - nie było chęci jechać, brzuch tak jakoś dziwnie bolał, jeszcze chłodny wiatr + grzejące słońce (bardzo niekorzystna mieszanka, takie miałem odczucie) potęgowały me załamanie... Tam gdzieś wstąpiłem do sklepu po wodę, czekoladę i 2 bułki.
Droga z Wisły do Istebnej. Jest to chyba najjj...cudowniejszy?? podjazd, jakim jechałem w swej "karierze" ^^ Stan drogi idealny, widoki połączone ze słoneczną pogodą - miodzio, nic dodać & nic ująć! Zdjęcia są świetne, a co dopiero, jeśli jest się tam na żywo?! Szkoda, że 70km od domu... bo bym często tutaj trenował. Tam już mój kryzys minął :D
Serpentyny - Kubalonka© gustav
Serpentyny - takie fajne© gustav
Dowód musi być dla niedowiarków :P
Istebna zdobyta!© gustav
Potem w Istebnej było kilka zjazdów i podjazdów, ale ten największy podjazd ciągnął się aż do Koniakowa\Pietraszyny. Nachylenie momentami pow. 10%, więc przełożenie 1 na 3(4) było wskazane, by się nie męczyć (tym bardziej, że słońce troszkę grzało, a do domu pozostało ok. 140km, wliczając jeszcze nieznaną mi przełęcz między Międzybrodziem a Bielsko-Białą, która okazała się trudniejszą, bardziej nachyloną, niż sama Kubalonka!). Dojeżdżając na najwyższy punkt, czułem, że jestem jakieś 2000000 m.n.p.m :D Ale widoki kosmos ;]
Na tle gór© gustav
W stronę Żywca było już z górki, a potem równym terenem (średnia rzadko spadała poniżej 25, mimo najwyższej temperatury - jechało się nie najgorzej). Tam zjadłem 2 bułki i czekoladę zakupione we Wiśle oraz "dotankowałem" bidon (jak się okazało - wystarczyło do samego domu; ale czemu się dziwić, skoro tempo było ekonomiczne)
Jeziorko w Żywcu© gustav
Zapora© gustav
W tle góra Żar© gustav
Później czekała mnie wspomniana wcześniej przełęcz prowadząca na Bielsko - tu też przydało się lekkie przełożenie. Dziury po górkę, w dół nowiuśki asfalcik - odwrotnie jak na Kubalonce :D W Bielsku drogi w bdb stanie, jadę ok.50km\h w dół i coś odczuwam zbyt dobrą przyczepność jak i amortyzację, patrzę na oponę i wszystko wiadomo, myślę: "no k**** znowu górskie fatum..." (bo 2 miesiące temu w Szczyrku też pssssss w oponie było). Powietrze wolno uciekało, także dojechałem do jakiegoś pobliskiego parku i znów ręce miałem uwalone od roboty. Dziś (29.08) zrobiłem oględziny przebitej dętki i kolejny raz dziura od strony felgi, więc opaskę obkleiłem do pewności taśmą, zobaczymy czy pomoże.
Znowy góry i znowu pit-stop© gustav
Ostatnia przerwa miała miejsce w Żorach, gdzie na stacji kupiłem paczkę wafelków, bo już kryzys nr 2 się pojawiał :>
Małe podsumowanie:
- na śniadanie zjedzona kasza z sałatką oraz banan
- w trasie zjedzona chałka, 2 bułki, 2\3 batonika, czekolada, wafelki
- w sumie wypite 4 litry wody (nie jest źle z wydolnością heh)
- wyjazd o 7, przyjazd o 19
- zaliczonych nowych gmin: 12
- temperatura od 9' do 31' na liczniku
Tak mi się wydaje, że jest to najbardziej urokliwa trasa, jaką przejechałem w życiu :) W Rybniku i okolicach nie ma takich pięknych widoków :>
Rybnik - Rydułtowy
Poniedziałek, 27 sierpnia 2012
Km: | 29.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:15 | km/h: | 23.20 |
Pr. maks.: | 73.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: MTB Custom | Aktywność: Jazda na rowerze |
Cholernie wietrznie dziś z rana, dodatkowo czuję jeszcze zmęczenie po ostatnich sprintach; ale chociaż rekord Vmaxu pobiłem, jednak nie było to na 100% możliwości.
Kres możliwości? I znów rekord!
Niedziela, 26 sierpnia 2012
Km: | 64.10 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:03 | km/h: | 31.27 |
Pr. maks.: | 54.00 | Temperatura: | 19.0°C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: MTB Custom | Aktywność: Jazda na rowerze |
Pogoda na pobijanie czegokolwiek na rowerze dzisiaj była idealna (chociaż głoszono opady i faktycznie na drogach czasem pojawiały się kałuże). Od samego początku jedzie mi się bardzo dobrze. Dojeżdżając do Rud, średnia wynosiła 31.9 (ale to przez spad terenu); następnie do Raciborza i było 31.4; później na 44.5km zaczyna się 1 z najcięższych podjazdów w okolicy Rybnika, który ciągnie się przez nieco ponad 2km i średnia spada do 30.6, ale na zjeździe troszkę się odrobiło. Do domu była już w miarę równa droga, nie licząc podjazdu przed Rydułtowami. Udało się utrzymać średnią powyżej 31, z czego jestem bardzo zadowolony (pobiłem wczorajszy rekord hehe). W takim nierównym terenie chyba już więcej z tego roweru nie da się wycisnąć..
Kolejny rekord!
Sobota, 25 sierpnia 2012
Km: | 67.80 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:13 | km/h: | 30.59 |
Pr. maks.: | 63.00 | Temperatura: | 22.0°C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: MTB Custom | Aktywność: Jazda na rowerze |
Nic nie zapowiadało dzisiaj, by ustanowić nowy rekord średniej. Przed wyjazdem troszeczkę wiało, niewiele też dziś zjadłem (tym bardziej czegoś sytego i dodającego energii), dodatkowo jakieś 1,5h grałem w ping-ponga ;D Celem trasy miało być zaliczenie ostatniej gminy w powiecie wodzisławskim, a potem jakoś poczułem napływ super mocy, więc decyduję się jechać na Jastrzębie, następnie na Wiślankę i prosto do Żor. Tam średnia podskoczyła sporo do góry (jak zwykle zresztą^^) - max. było 30.9 km\h. Od Żor w kierunku Rybnika zaczęło mocniej wiać i siły powoli spadały, dodatkowo pojawiały się podjazdy (których w Rybniku jest mnóstwo). Ale musiałem spróbować utrzymać średnią min. 30,5 i się udało! A wszystko na litrze wody z tabletką BE-powera :D V-max uzyskany na prostej za tirem :)
Wrocław >> rekord 400km!
Niedziela, 19 sierpnia 2012 Kategoria c) Gryfny klank [300-499km]
Km: | 400.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 18:50 | km/h: | 21.24 |
Pr. maks.: | 40.00 | Temperatura: | 25.0°C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: MTB Custom | Aktywność: Jazda na rowerze |
Na początek: gratulacje dla osiągniętego celu dla Marcina oraz Patryka. Bez Was nie byłoby tej wyprawy :)
Pomysł na to przedsięwzięcie powstał po zdobyciu Krakowa w 2011r. przez ww. kumpli i mnie. W tym roku miało być dalej, ewentualnie trudniej, bardziej prestiżowo - no i raczej było. Terminem miał być środek sierpnia z elegancką pogodą - no i był, tyle że w niedzielę (bo sobota była wyśmienita) ta elegancja doprowadziła do 40' przy braku chmur (+ denerwujący czasem wiaterek) = czerwona opalenizna, odczuwalny spadek wydolności...
Jeśli chodzi o przygotowania kondycyjne - ja se tam lubię pojeździć tu i tam :> Z kolei kumple twierdzą, że tak mocniej z rowerem mieli do czynienia właśnie rok temu kręcąc te 300km... (no chyba, że ćwiczą gdzieś po kryjomu, czy to w zlewie, czy to w sedesie, oni wiedzą, o co chodzi :D). Mimo to wszyscy daliśmy radę bez problemu, więc reguły ma dobrą kondycję chyba w tym przypadku nie ma.
Natomiast reguła dot. przygotowania do trasy ma jakieś znaczenie - kto ma mało, ten niewiele zdziała hehe. Tutaj ma saszetka za 10zł, a bierze więcej, niż Pudzian na klatę, jak ma dobry dzień: pompka, dętka, łyżki do dętki, zestaw z łatkami i klejem, imbusy, klucz do korb, tabletki BE-Power, portfel, telefon, 4 snickersy. Brakuje jeszcze namiotu :D
Wyjazd miał miejsce w sobotę o 5:25, trasa wyglądała tak:
Jak jakaś Biedronka czy Lewiatan, to od razu na "tankowanie", bo jak kryzys dopadnie to... to jest kryzys i lipa!
Między 16-17 w końcu pojawił się wyczekiwany znak, więc przy okazji było słitfociowo :D
Potem jazda na rynek, szukanie KFC, gdzie się zasiedzieliśmy do przeszło 19-tej (a w planach o 18-tej był wyjazd do domu :>). Drogie ceny małych kanapeczek rekompensowały darmowe ORYGINALNE!!!!! dolewki; tradycyjnie - jak rok temu w Krakowie - trzeba było wypróbować "po trochu" (wyszło może ze półtorej litra) każdego z rodzajów. Następnie było poszukiwanie stadionu. Niecałą godzinkę to zajęło (jeszcze w międzyczasie zakupy na kolacyjkę), więc fotki były w czasie zachodu.
A tutaj fotka przedstawiająca naszą ''kolację'' na przystanku autobusowym. Pasztet, chlebek i posiłek jak ta lala :D Przynajmniej nie było tam komarów hehe.
O 22:45 mając przejechane 215km opuszczamy Wrocław i wracamy do domu. Tak mniej-więcej do 2:00 była przyjemna temperatura, potem już było bardzo chłodno, ciężko się jechało, więc wstąpiliśmy do przydrożnego zajazdu na coś ciepłego. W okolicach Opola każdego z nas wyraźnie dopadła chęć spania, momentami oczy zamykałem na kilka sekund i otwierałem na sekundę, by poprawić tor jazdy... Z kolei za dnia był upał (opisane na początku). O ile przed Rybnikiem bez problemu osiągaliśmy 20km\h, tak mając ostatnie 10km do celu - tempo było fatalne, wszystko przez ten żar z nieba i dokuczliwy momentami wiatr. Gdzieś około 11:50 wybiło 400km - praktycznie przy domu :)
Cel wyprawy - 400km - został zrealizowany, chociaż z rana, gdy nie było jeszcze zmęczenia i w miarę chłodno, były pomysły robić 500 a nawet 600km! np. do Wisły na te "fajne" podjazdy, żeby było hardcorowo. Pogoda była jednak zbyt wakacyjna, 4-litery bolały każdego niemiłosiernie, ręce momentami już w ogóle nie kontaktowały, nie wspominając o głodzie... Czuć jednak pewien niedosyt, może za rok się coś wymyśli.
Edit - poniedziałek: schudłem 2kg; nogi praktycznie nie bolą (ciekawe to...); położyłem się spać o 18, obudziłem się dziś po 8-mej (a na 19-tą miałem nastawiony budzik, żeby zobaczyć mecz - 1. raz w życiu budzik nie sprostał oczekiwaniom^^).
Gustav ma taki ciemniejszy kolor...
Pomysł na to przedsięwzięcie powstał po zdobyciu Krakowa w 2011r. przez ww. kumpli i mnie. W tym roku miało być dalej, ewentualnie trudniej, bardziej prestiżowo - no i raczej było. Terminem miał być środek sierpnia z elegancką pogodą - no i był, tyle że w niedzielę (bo sobota była wyśmienita) ta elegancja doprowadziła do 40' przy braku chmur (+ denerwujący czasem wiaterek) = czerwona opalenizna, odczuwalny spadek wydolności...
Jeśli chodzi o przygotowania kondycyjne - ja se tam lubię pojeździć tu i tam :> Z kolei kumple twierdzą, że tak mocniej z rowerem mieli do czynienia właśnie rok temu kręcąc te 300km... (no chyba, że ćwiczą gdzieś po kryjomu, czy to w zlewie, czy to w sedesie, oni wiedzą, o co chodzi :D). Mimo to wszyscy daliśmy radę bez problemu, więc reguły ma dobrą kondycję chyba w tym przypadku nie ma.
Natomiast reguła dot. przygotowania do trasy ma jakieś znaczenie - kto ma mało, ten niewiele zdziała hehe. Tutaj ma saszetka za 10zł, a bierze więcej, niż Pudzian na klatę, jak ma dobry dzień: pompka, dętka, łyżki do dętki, zestaw z łatkami i klejem, imbusy, klucz do korb, tabletki BE-Power, portfel, telefon, 4 snickersy. Brakuje jeszcze namiotu :D
Wyjazd miał miejsce w sobotę o 5:25, trasa wyglądała tak:
Jak jakaś Biedronka czy Lewiatan, to od razu na "tankowanie", bo jak kryzys dopadnie to... to jest kryzys i lipa!
Między 16-17 w końcu pojawił się wyczekiwany znak, więc przy okazji było słitfociowo :D
Potem jazda na rynek, szukanie KFC, gdzie się zasiedzieliśmy do przeszło 19-tej (a w planach o 18-tej był wyjazd do domu :>). Drogie ceny małych kanapeczek rekompensowały darmowe ORYGINALNE!!!!! dolewki; tradycyjnie - jak rok temu w Krakowie - trzeba było wypróbować "po trochu" (wyszło może ze półtorej litra) każdego z rodzajów. Następnie było poszukiwanie stadionu. Niecałą godzinkę to zajęło (jeszcze w międzyczasie zakupy na kolacyjkę), więc fotki były w czasie zachodu.
A tutaj fotka przedstawiająca naszą ''kolację'' na przystanku autobusowym. Pasztet, chlebek i posiłek jak ta lala :D Przynajmniej nie było tam komarów hehe.
O 22:45 mając przejechane 215km opuszczamy Wrocław i wracamy do domu. Tak mniej-więcej do 2:00 była przyjemna temperatura, potem już było bardzo chłodno, ciężko się jechało, więc wstąpiliśmy do przydrożnego zajazdu na coś ciepłego. W okolicach Opola każdego z nas wyraźnie dopadła chęć spania, momentami oczy zamykałem na kilka sekund i otwierałem na sekundę, by poprawić tor jazdy... Z kolei za dnia był upał (opisane na początku). O ile przed Rybnikiem bez problemu osiągaliśmy 20km\h, tak mając ostatnie 10km do celu - tempo było fatalne, wszystko przez ten żar z nieba i dokuczliwy momentami wiatr. Gdzieś około 11:50 wybiło 400km - praktycznie przy domu :)
Cel wyprawy - 400km - został zrealizowany, chociaż z rana, gdy nie było jeszcze zmęczenia i w miarę chłodno, były pomysły robić 500 a nawet 600km! np. do Wisły na te "fajne" podjazdy, żeby było hardcorowo. Pogoda była jednak zbyt wakacyjna, 4-litery bolały każdego niemiłosiernie, ręce momentami już w ogóle nie kontaktowały, nie wspominając o głodzie... Czuć jednak pewien niedosyt, może za rok się coś wymyśli.
Edit - poniedziałek: schudłem 2kg; nogi praktycznie nie bolą (ciekawe to...); położyłem się spać o 18, obudziłem się dziś po 8-mej (a na 19-tą miałem nastawiony budzik, żeby zobaczyć mecz - 1. raz w życiu budzik nie sprostał oczekiwaniom^^).
Gustav ma taki ciemniejszy kolor...
Rekreacyjnie
Czwartek, 16 sierpnia 2012
Km: | 52.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:05 | km/h: | 24.96 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | 22.0°C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: MTB Custom | Aktywność: Jazda na rowerze |
Trasa: Szymocice - Rudy - WORD. Jutro regeneracja i przygotowania na Wrocław.
Wielki powrót
Środa, 15 sierpnia 2012
Km: | 57.20 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:53 | km/h: | 30.37 |
Pr. maks.: | 58.00 | Temperatura: | 19.0°C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: MTB Custom | Aktywność: Jazda na rowerze |
1. lipca: kontuzja kolana i zrobione w tym oto miesiącu tylko 400km;
1. sierpnia: spora wysypka na tym samym kolanie, po kilku dniach rozeszło się to na całe ciało i szpital na 8 dni :( Wczoraj wróciłem, kupiłem nowy suport z dłuższą ośką, dziś zamontowałem i dzięki temu w końcu przednia przerzutka obsługuje najmniejszy blat oraz praktycznie znikły wibracje, kiedy wrzucona jest tylna, najmniejsza zębatka :)
Dlaczego wielki powrót? 2 tygodnie przerwy i 1. raz w życiu (w końcu!!) średnia powyżej 30km\h na większym dystansie ^^ Na to czekałem, odkąd przerobiłem mój rower, a też wiaterek był dziś odczuwalny. W sobotę atak na Wrocław i 500km! Musi się udać!!
1. sierpnia: spora wysypka na tym samym kolanie, po kilku dniach rozeszło się to na całe ciało i szpital na 8 dni :( Wczoraj wróciłem, kupiłem nowy suport z dłuższą ośką, dziś zamontowałem i dzięki temu w końcu przednia przerzutka obsługuje najmniejszy blat oraz praktycznie znikły wibracje, kiedy wrzucona jest tylna, najmniejsza zębatka :)
Dlaczego wielki powrót? 2 tygodnie przerwy i 1. raz w życiu (w końcu!!) średnia powyżej 30km\h na większym dystansie ^^ Na to czekałem, odkąd przerobiłem mój rower, a też wiaterek był dziś odczuwalny. W sobotę atak na Wrocław i 500km! Musi się udać!!