blog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(95)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy gustav.bikestats.pl

linki

Wpisy archiwalne w kategorii

f) Inkszy świat [>1000km]

Dystans całkowity:5670.70 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:232:35
Średnia prędkość:24.38 km/h
Maksymalna prędkość:57.00 km/h
Suma podjazdów:5532 m
Suma kalorii:17800 kcal
Liczba aktywności:5
Średnio na aktywność:1134.14 km i 46h 31m
Więcej statystyk

ITT 1Mm

Sobota, 10 sierpnia 2019 Kategoria f) Inkszy świat [>1000km]
Km: 1000.10 Km teren: 0.00 Czas: 36:22 km/h: 27.50
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: m Sprzęt: Avaine Aktywność: Jazda na rowerze
Życiowy, kolarski cel - 1000km poniżej 40h brutto - wykonany! w sumie 39h 48min. A i przy okazji zdobyłem aż... 6 nowych gmin :D i też rekord dobowy - 629km!
Nie będę się tu rozpisywał... ekipa filmowa z Pixstory zmontuje na dniach konkretny materiał, który tutaj zamieszczę. :)
Jechaliśmy charytatywnie dla małego chłopca...
https://www.siepomaga.pl/macius-cieslik
https://dzieciom.pl/podopieczni/35036

1Mm jazda na czas - test formy. Nowy rekord.

Niedziela, 23 lipca 2017 Kategoria f) Inkszy świat [>1000km]
Km: 1016.40 Km teren: 0.00 Czas: 37:58 km/h: 26.77
Pr. maks.: 57.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: m Sprzęt: FastBack 5.8 Custom Aktywność: Jazda na rowerze
Jedni czekają na oficjalne imprezy 1000km+ przez rok, 2 lata... inni wsiadają na rower i jadą dla siebie, po prostu, pokonać kolejne bariery :)

Gminy: +25 :) jak kiedyś na trasach po 200km ehehe...

Start sobota 10:10.
1000km, tudzież 1Mm - wpadło w poniedziałek o 6:09. Czyli 44h bez 1min ;))
Czas jazdy netto 37h10min, co daje avg na poziome 26.9km/h. Jest poprawa względem zeszłego roku - to na pewno! Tym bardziej, że z 2 miesiące temu przestało mnie boleć kolano i od tego czasu dopiero zacząłem jakieś "treningi".
Jako że zależało mi na jak najlepszym czasie przejazdu - trasa musiała być docelowo na północ Polski, chociaż pierwsze 200km do Dzierżoniowa + rejon Iłowa>Zielona Góra + ostatnie 170km od Wielunia - to były w większości pagórki.
Pogoda: wszystko w zasadzie bez gradu ;) Do Zielonej Góry z południowo-wschodnim wiatrem. Do Konina wiatr głównie też wschodni, a na Śląsk to już południowy, chociaż podczas jednego frontu był chwilowo północny o.0 Burzowa aura non stop, 5-ty front dopiero mnie zmoczył.

Wkleję ciut większą relację z facebooka:

Udało się ukończyć 1000km w planowanym czasie, na styk! Chciałem ten dystans zrobić w mniej niż 48h i się udało. Wymyśliłem sobie 44h i tak też wyszło. Chociaż po pierwszych 333km był dynamit wręcz - jakoś 12,5h brutto! Głównie za sprawą korzystnego wiatru i braku ulewy, choć do tego momentu były już 3 fronty, z czego tylko z jednego leciutko kropiło przez hmm 20-30min. No i do tego momentu wg garmina miałem niecałą godzinę przerw, a generalnie planowałem 34min na każde 100km. Wtedy pojawiały się myśli - utrzymam nie tyle co tempo, bo to niemożliwe, ale tak krótkie czasy postojów i wykręcę to w 40h eheh... No i jak na mnie - niewiele zjadłem. Jeszcze niewiele...
Całe pierwsze 300km w częściowym towarzystwie 2 osób. Teren bardzo urozmaicony - na tle gór, większość pagórki, nawet niektóre duże, a i kilka płaskich odcinków tez było.
Krótki filmik: https://www.youtube.com/watch?v=9Hc7Hhr_nbg
Wyjechałem z Bolesławca około 22 i zaczęła się jazda przez ciemne lasy, w dodatku pojawiła się mgła. 360km to postój na ciepły posiłek w Koninie Żagańskim. Dojechałem 5min po północy. Godzinę wcześniej niebo było czyste, ale o północy było zakryte chmurami całkowicie. Nadchodzi kolejny front? Dostałem info, że Poznań i Zielona Góra w ulewie były... Ruszyłem o 1:00, ciut za późno, ale nadal byłem na plusie czasowym. Cała noc bez opadów - kolejny fart? Nad ranem pojawiły się lekkie kryzysy związane z jedzeniem - byłem głodny, zjadłem małą ilość makaronu i więcej nie szło. Po niecałej godzinie znowu zatem byłem głodny, zjadłem resztę makaronu jakoś i może coś jeszcze. Na tym już ciut więcej zajechałem... 470km kilometr to woj. Wielkopolskie się pokazało. A teren ewidentnie stał się płaski jak stół, z kilkoma "pagórkami" na horyzoncie. Jedna gigantyczna prosta, zakręt i znów prosta w nieskończoność. Po 100km już miałem dość, psychika wysiadała. Ale plus taki, że szło trzymać prędkość kole 28km/h - mimo wiatru w twarz, ze wschodu. Do Obornik jechał ze mną trzeci towarzysz, a do Gniezna czwarty. Pogoda - niebo całe zakryte jasnymi chmurami. Morale nawet dobre, mimo tych płaskości. Średnia też wysoka. W Słupcy kolejny postój na ciepły posiłek, zeszło nieco ponad półgodziny. Ale nadal byłem na zysku czasowym. Wiatr w zasadzie zmienił kierunek na południowy... Przed Turkiem nadszedł front burzowy, który konkretnie zmoczył region, w tym mnie. Dopiero za piątym podejściem się to mu udało heh. Ale też lało krótko, z 20min, temperatura spadła do 16'C. Ale poniekąd ożywiło mnie to, taki zimny prysznic po parnym dniu. Do Warty jechał ze mną kolejny, piąty kolarz. W Sieradzu ostatnie zakupy przed nocną jazdą. Morale trochę wyższe, bo i jest to ostatnia prosta, nie rzygam na widok jedzenia (jeszcze), wiatr mimo że w twarz to nie taki mocny, a jeszcze zapas czasowy taki, że jak ta jazda dalej pójdzie dobrym tempem, to wykręcę to w 42h. No i definitywny brak frontów na najbliższe wiele godzin. Nie minęła godzina, a dogania mnie jakiś gość w aucie iii... okazuje się, że ma przygotowany ryż, dżem, jakieś suplementy, wody i wiele innych rzeczy o.0 No niespodzianka konkretna! Zatrzymujemy się na stacji, by ogarnąć sprawę, pojeść na spokojnie. Towarzysz zapewnia, że spokojnie może jechać za mną aż do Praszki, jako auto techniczne hehe czyli dobre 50km. No to jedziemy i dzięki bardzo za wsparcie! W zasadzie za Złoczewem aż do samego Olesna, czyli jakieś 60km - teren mocno pagórkowaty, zatem na tym odcinku średnia z 27.4km/h jakoś, po raz pierwszy spadła poniżej 27, co nadal było bardzo dobrym wynikiem. W Oleśnie ~900km nadal czułem się dobrze, morale dobre, zero zmęczenia poprzez tyle czasu bez snu. Ale jeść mi się już niezbyt chciało... nadal była szansa może nie już na 42h ale 43h max. Wbiłem na drogę 901 z zakazem, bo remont. Ale pierwszy kilometr gładko nowy asfalt to jechałem dalej... potem były płyty... potem utwardzona ziemia. Fajnie gustav robisz o.0 ja wiem, że Tour de Silesia jechało obok alternatywą, ale no bałem się jechać boczną drogą przez las w nocy, gdzie nie było życia. Jechałem dalej 901ką, pojawił się asfalt wow! i zaraz jednak był koniec drogi - budowa chyba wiaduktu. No zajembiście.. Zobaczyłem na gps i cudem pojawiła się droga jakaś, wąska przez ciemny las. Zaryzykowałem, bo do Olesna nie miałem już chęci wracać.. Przeżyłem. Zawadzkie - miasto, gdzie dobitnie pojawiło się zmęczenie, takie już mega. Chyba była 3 rano, 940km jakoś. Mnóstwo mgieł dookoła, temp. spadła do 12-13'C. Tabletki z kofeiną pomogły wrócić do świata żywych - w sensie - nie było już efektu przysypiania. Teren już w 100% pagórkowaty. Ojj przydałyby się te proste z Wielkopolski eheh.. Ale to już nie była jazda na dużej mocy. W Gliwicach pamiętam miałem 989km i była 5:40 - zostało równe 30min na zrobienie 11km. Tu już bez kalkulowania, jeszcze szybki pitstop na stacji po wodę. 1000km wybija o 6:09! Plan wykonany! Wystartowałem o 10:10 jakby coś. Wynik jak dla mnie kosmos, bo takie marzenie było zrobić taki dystans w trochę mniej, niż 48h. Do domu miałem jeszcze z 17-18km i też kto jechał z północy Rybnika na samo południe, to wie, że tam same górki... Prawie godzinę jechałem ten dystans... duże zmęczenie, no i brak chęci jedzenia tego, co miałem pod ręką - więc brak energii do jazdy, proste.
Człowiek się teraz zastanawia, co gdyby nie trzeba było tyle żreć, co gdyby nie trzeba było poświęcać tyle czasu na to. Dystans ten wykręciłem w czasie netto 37h10min. 40-41h brutto byłoby realne...



Jeszcze MRDP, a potem se pomyśli, co dalej ;)
Fotki na stravie poniżej.


Final of Fantasy!

Niedziela, 21 sierpnia 2016 Kategoria f) Inkszy świat [>1000km]
Km: 1400.00 Km teren: 0.00 Czas: 56:00 km/h: 25.00
Pr. maks.: 0.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: 5532m Sprzęt: Giant TCR Advanced Aktywność: Jazda na rowerze


"Pewnego razu był sobie chłopak. Ten chłopak znalazł w sobie pasję, znalazł cel w życiu. Zdecydował, że za pomocą swojego nowego hobby, pokaże całemu światu coś, czego ten świat jeszcze nie widział. Coś, co dla wielu jest niewykonalne..."

1400km bez przerwy na sen jako główny cel na rok 2016 - matematycznie do wykonania, cofając się wstecz "wspomnieniami" do wyczynu 1200km w roku 2015. Teraz konieczne było profesjonalne wsparcie. Wielu powie - ludzie ścigają się na TCR, na PBP, na LEL bez żadnego wsparcia i dają radę, a Ty Gustav ułatwiasz sobie jazdę maksymalnie. Owszem, to prawda. ALE mając obsesję i cholerną chęć osiągnięcia celu - nie można sobie pozwolić na wpadki. Komuś by się nie udało dotrzeć do końca, jadąc samemu, powiedziałby "okej okej, powtórzę za rok, za dwa, nic się nie stało..." A ja bym chodził wtedy bardzo wku*****y - mówiąc bardzo delikatnie.
"FoF" to był projekt przygotowywany już od końca zeszłego roku. Ten wyczyn miał być wisienką na torcie, jeśli chodzi o moje bicie rekordów jazdy bez snu. Multum wysłanych e-maili, wiele odwiedzonych miejsc - po prostu szukanie dobrych ludzi, którzy by zechcieli wesprzeć ten niespotykany projekt. Czasu poświęciłem na to dużo - dlatego porażka na tym etapie już nie wchodziła w grę. Jazda bez "support cycling" była ostatecznością, na którą też byłem przygotowany - to był odpowiednio plan B oraz C. Natomiast plan A zawierał obstawę 3-4 ludzi + odpowiedni samochód techniczny. W takiej opcji wierzyłem, że 1400km jest na pewno do osiągnięcia. A moim równoległym marzeniem było to, by mieć z tego pamiątkę do końca życia - dlatego dzięki mojej drużynie udało się nagrać wiele ujęć z kamer, zrobić wiele zdjęć. Trailer już powstał, film pełnometrażowy będzie we wrześniu. Piękne!
Udało mi się zebrać 3 osoby: medyka, fotografa (pracującego także w radiu) jako wymóg oraz znajomego w roli do wszystkiego.
Udało mi się znaleźć odpowiedni samochód, z którym jednak był największy problem. Tzn. wypożyczyć auto na dany termin to nie problem. Ale wypożyczyć auto w terminie odpowiadającym mi - a głównie warunkom pogodowym - to jest problem. Ale się dogadałem.
Namiastka wyścigu w Austrii albo w Ameryce - stała się faktem. W zasadzie tak jak dowiedziałem się o tych dwóch wspomnianych wyścigach, tak moim marzeniem stał się indywidualny ultramaraton, jakiego jeszcze, przynajmniej w Polsce, nie było. Jechać przed samochodem i poczuć się jak profesjonalny zawodnik - bajka!
Termin nr 1 padł na sobotę, 20 sierpnia. Od czwartku już był ostry zapiernicz ze wszystkim. Miałem odpoczywać, lecz nie dało rady. Ale udało się wszystko dopiąć na ostatni guzik. Prognozy generalnie zapowiadano korzystne, z wyjątkiem frontu burzowo-deszczowego od niedzielnego poranka.
W dzień startu miałem budzik nastawiony na bodajże 6:40, samoistnie obudziłem się zaraz po 5-ej... I już nie było szans zasnąć, zbyt duże emocje. Na szczęście, czułem się prawie wyspany, a i na pewno mnie nie zamulało. Samochód z ekipą przyjechał po mnie po 9-ej, a o 9:40 jakoś zameldowaliśmy się przy rybnickiej bazylice. Tam już czekało wiele osób na nas, w tym kilkunastu rowerzystów, którzy eskortowali mnie potem ile chcieli. Krótki wywiad, wspólne zdjęcia, ostatnie przygotowania - zaraz po 10-ej wystartowaliśmy...

A co się działo dalej, wszystkie szczegóły - to już będzie na pełnometrażowym filmie.
Dodam tylko, że w Słupsku po raz pierwszy od 3,5 roku wyłączył mi się licznik, nawet nie pokazując info co do słabej baterii. W najważniejszej trasie życia.. Na ten moment średnia wynosiła ok. 25,5km/h. Licznik po kilku godzinach się włączył... Wtedy co jakiś czas dokonywałem pomiarów - średnia w zasadzie nigdy nie spadała poniżej 25. Dlatego w danych niech ta średnia wynosi 25, dystans 1400km ze stravy. Chociaż to sprawa drugorzędna. Cel osiągnąłem. 81,5h od startu do 1400km bez przerwy na sen. Od pobudki do pójścia spać minęło 91h. Tak jak powiedziałem - czas brutto nie aż tak istotny - wypadało nacieszyć się morskimi widokami, wypadało mi w końcu odwiedzić starówkę w Gdańsku. A też i były pewne problemy na trasie. Spotkałem wielu rowerzystów na trasie, którzy się dołączyli do mnie - dziękuję Wam. Największy szacunek należy się starszemu panu, który czekał na nas aż 2h!
Jak interpretować ten wyczyn? Są ludzie, którzy uwzględniają przy biciu rekordów tylko i wyłącznie jak najkrótszy czas brutto. Ja wiem, że najlepsi na LEL, 1400km przejechaliby w dobre 20h mniej, niż mój wynik. Szanuję i także się z tym zgadzam. Ale - jeśli chodzi o czas w trasie bez przerwy na sen, czyli 81,5h - to też może być jak najbardziej rekord.
Ktoś w pewnej przemowie motywacyjnej powiedział:
"Mogę rozpocząć bieg na bieżni z najlepszym biegaczem świata, ale z nas dwóch to on pierwszy zrezygnuje".
I takie mam generalnie nastawienie co do mojego nowego rekordu.
Wielu z was powie: Gustav jesteś nienormalny tyle nie spać. Powodujesz taką bezmyślnością zagrożenie. Niszczysz swój organizm. A po co, a na co to wszystko? Co chcesz udowodnić?
Ja powiem - mój organizm był przygotowany na taki wysiłek. Dystanse 1000+ to jest moja arena. Samo 1000km w neutralnym terenie,w niezłej pogodzie, nie robi na mnie już wrażenia. To nie jest chwalenie się - to jest stwierdzanie faktów. Co do braku snu - miałem swoje sposoby, które się sprawdzały. Owszem - nie zawsze było kolorowo, ale dałem radę to ogarnąć.
Spełniłem swoje największe rowerowe marzenie. Ustanowiłem kolejny rekord. To jest coś, czego jeszcze nie było na przynajmniej polskiej scenie ultrakolarstwa.
Oficjalnie kończę z biciem rekordów jazdy bez snu. Wisienka na torcie już jest, finał rowerowej fantazji (czyli Final of Fantasy) został dokonany! Od przyszłego roku będzie mi zależało na kręceniu długich dystansów w jak najkrótszym czasie brutto. Np. celem może być 1000km w 45h brutto, tak strzelam - w tym roku 968km "EastON" udało się wykręcić z problemami poniżej 48h, także to mnie bardzo cieszy.
A także będę robił wszystko, by być na starcie MRDP. Ale jak się życie ułoży, nawet w najbliższych miesiącach - tego nikt nie wie.

Dziękuję raz jeszcze wszystkim ludziom na starcie, na trasie, na mecie, tym którzy mnie dopingowali na moim profilu na FB (https://www.facebook.com/gustavultracyclist/) - to było coś niesamowitego, tyle pozytywnych słów! Mojemu zespołowi, który chciał po prostu mieszkać 3,5 dnia na samochodzie i mnie wspierać, a także firmom wspierającym, bo bez nich byłoby znacznie trudniej:
- DuoLife
- Jammet
- BikeSystem Rybnik
- Giant

Warto mieć w życiu marzenia, cele i dążyć do ich zrealizowania. To były jedne z najlepszych dni w moim życiu!



+67 gmin



Freedom!

Czwartek, 17 września 2015 Kategoria f) Inkszy świat [>1000km]
Km: 1200.10 Km teren: 0.00 Czas: 54:40 km/h: 21.95
Pr. maks.: 50.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
: kcal Podjazdy: m Sprzęt: FastBack 5.8 Custom Aktywność: Jazda na rowerze
~12 września 2014: "1054km zrobione! ale jednak gdyby niy to, gdyby niy tamto, szłoby wykryncić wiyncyj... kurde jest niedosyt. Za rok bydzie wiyncyj". Musi być.
W tym dniu powstoł już plan na rajza 1200km, w gryfne miejsce, kaj żeh jeszcze nie był - a 600km od domu takim miejscym som yno Mazury! To jest chore - robić 1054km i jeszcze mieć mało...

I nastoł tyn dziyń, dziyń próby. Przez cały ostatni rok, dziyń po dniu, kożdego ranka i wieczoru, tyn wyczyn niy dowoł mi spokoju. Choroba? Raczyj już opyntanie w stopniu zaawansowanym. Żeby poczuć w końcu spokój, wyzwolynie, tytułowy freedom - trzeba byłoby yno siednyć na rowerek i zrobić te 1200. I tela, proste niy? ;]
Żeby w ogóle mieć możliwość tego dokonać, musiołbych wyrobić sie w ok. 65h, żeby niy zahoczyć o 3. noc. No bo skoro już multum razy w 2. nocy jeździłech na granicy wypadku skuli niedospanio, to tym bardzij 3. noc może być "śmiertelno". 5h z groszym na kożde 100km, czyli przi zakłodanyj średnij 23 to jest ok 40-45min jakichkolwiek przerw. Ale jechać rychtyk som i wszystko se ogarniać som - niy ma szans. Tu głównie chodzi o jedzynie. Jak wiadomo - mom mega przepał na nie wzglyndym innych, gipko sie robia głodny. Wiync jakbych mioł co 8-10h wbijać do jakijś knajpki na obiod i czekać na niego 15min, potym 10min jeść, a jeszcze trza dołożyć czas na inne pierdoły + zakupy w przidrożnych sklepach i nieplanowane postoje - to te 45min na kożde 100km to je fest mało. Niy wiym, może dopiyro godzina by stykła. A to już z automatu dodowo 3h do całyj rajzy. Wiync "zatrudniłech" cycling support. Nie było łatwo, ale ostatecznie udało mi sie namówić do tego niycodziynnego tripu szwagra i kumpla z fest pojymnym volvo na czele ;] Ich zadaniym było szukanie jakichś punktów żywnościowych, kupowanie jedzynio i ogólnie wszytko podobnie jak w Race Across America. Wszystko po to, żebych jo mógł se skupić yno na pyndalowaniu, a niy na tracyniu czasu i szukaniu sklepów itd. Oczywiście koszty paliwa, jedzynio musiołech se pokryć, no ale miołech na tyn cyl odłożone. Bo w pasji, w realizacji marzyń niy ma nic za darmo. A ultrakolarstwo to jest sport, w kierym nie do sie zarobiać - tu trzeba raczyj pompować własno abo sponsorów kasa ;] A wszystko po to, żeby w cierpieniu ukończyć jakiś niyludzki maraton i dostać medalik, mieć satysfakcja itp itd.  Ale o to chodzi przecież, coś w życiu trza robić :)

So...
Pulpitowo tapeta
Pulpitowo tapeta © gustav

14 września w poniedziałek było oficjalne spotkanie całyj ekipy, obgodani co i jak. Cały bagaż zostoł zapakowany do auta, jo na trasa wziył yno te najważniejsze rzeczy.

15 września, wtorek.
Budza sie samoistnie o 6:40, czyli teoretycznie wyspany. To jest priorytet, żeby piyrwszo noc była przejechano bezproblemowo. Ida do biedronki po jedzynie. Pogoda idealno na jazda - po nocnych opadach, fest słaby wiatr, ponad 15'. Na śniadanie trocha makaronu, trocha ryżu, kawa. Ostatni przigotowania. Jest jednak stresik.. "gustav w co ty sie pakujesz debilu" ;] Ale już niy ma odwrotu. Na rynku pojawiom sie o 9:30 jako oficjalny start, a tam już som 2 goście
Paweł i Paweł - yno oni se pojawili na starcie. Dziynki!
Paweł i Paweł - yno oni se pojawili na starcie. Dziynki! © gustav

Przigotowany!
Przigotowany! © gustav

Teraz kożdo minuta pauzy działo na mojo niekorzyść, wiync trza ruszać heh. Paweł towarzyszy mi przez 40km aż za Gliwice. I już od teraz musza pracować nad tym, aby za poraset kilometrów czuć sie okej, tzn. jechać ze średniom max 24, na zjazdach i podjazdach na stojonco, aby 4 litery odpoczywały itd. Mój support dogoni mie dopiyro po połedniu, bo kierowca musi jeszcze do doktora na 12 skoczyć. A jo se jada i jada. Wiatr lekki południowy, teraz niby zajefajnie, co bydzie w drodze powrotnyj za 30h?

Co do posiłków - od tego mom rozpiska od gościa, kiery zno sie na odżywianiu jak mało kto. Pozdrawiom Patryka, speca kulturystyki! ;]
Wiynksze posiłki - tradycyjnie makarony, ryże, ziemniaki, pierś z kurczaka i ewentualnie sałatka. Ale już w samyj trasie całkowito zmiana - zero kołoczków, żymł, krepli (czyli drożdżówki, bułki, pączki :P) i ogólnie słodyczy, głównie w gra wchodziły yno banany i wafle ryżowe. Aby była możliwie najlepszo wydajność.
Wafle - jedne z wynglów
Wafle - jedne z wynglów © gustav

Takij szerokij DW moji oczy jeszcze niy widziały...
DW483 - w zasadzie pas startowy lotniska
DW483 - w zasadzie pas startowy lotniska © gustav

I łódzko superhołda na widoku
I łódzko superhołda na widoku © gustav

Przi prawie 200km już mojo ekipa mie doganio. Aktualnie czas brutto 9h, wiync 1h w zapasie.
Dawid, Marcin i Volvo, czyli cycling support
Dawid, Marcin i Volvo, czyli cycling support © gustav

Bez takigo wsparcia ani rusz! Koła zapasowe, łańcuch, klucze, torba ubrań, koksy, jedzynie... Godom im, żeby już szukali jakiś zajazd i kupili makaron. 5km dalij już znaleźli. 2 porcje makaronu do pełna = 8zł. w sumie zeszło z pół godziny, oblykom se i jazda dalij. Nastympne spotkani kajś na obrzeżach Łodzi. Foty niy ma, ale jest na filmie ;]
Pabianice - już zaczyno przelotnie padać. Ale na szczyńsci niy ma ulewy i jakoś jada. Dobrze, że jeszcze w miara ciepło: 17-18st. Po niedługim czasie przestało, ale drogi fest mokre i wszystko leci na mie. Dojyżdżom do cyntrum Zgierza i... zaczyno coroz mocnij padać. Dodatkowo cały czas jest burzowo aura, wszyndzi sie blysko i nie wiadomo, w kiero strona to idzie... Cudym znajduja jakiś mały daszek, pod wejściym do biura jakigoś, direkt przi kamerze heh. Leje konkretnie i po chwili robi sie potop, bo kanalizacja nie wyrabio...
Zgierz cyntrum, znaczy zalew
Zgierz cyntrum, znaczy zalew © gustav

Roz auto przejechało, wywołało przi tym fala, a jo se nie doł pozor i ta fala zaloła mi buty... aaahhh. Dzwonia do znajomego, czy mógłby mi sprawdzić pogoda. Po chwili oddzwanio - jest ogólnie źle. Tyn front idzie w kierunku w kierym dokładnie jada i bydzie to trwało dobre 4h... Już wiym, że tela pauzy spowoduje, że nie zrobia tyj trasy w planowane 60-65h. Na szczyńści przestowo padać, wiync ruszom naprzód i dzwonia do ekipy, żeby podjechali po mie z ubraniami. Niy ma innyj opcje, jak jazda w deszczu... Spotykomy se za jakiś 20min na stacji. Ubiyrom kurtka, galoty przeciwdeszczowe, ale niystety niy mom ochraniaczy na buty, beztoż ładuja worki jednorazowe. Ale bez skarpet.
Uroki tego sportu
Uroki tego sportu © gustav

Ale jakoś jada ;]
Ale jakoś jada ;] © gustav

Niystety, te worki chyba były za małe i nie było z nich pożytku, wiync je zdejmuja. 15-16' wiync jeszcze idzie jechać... Po np. godzinie było spoko, nie było czuć tragicznego zimna, ale jednak jakiś chłodek był w butach. Jakby było 10-12' to koniec imprezy. Chyba by trzabyło reklamówki ogarnyć. I pado cały czos, ale dalij niy ma ulewy. Mimo to jedzie sie okej. Jazda w nocy na DK14, DK92 i obwodnicy stolicy DK50. Ruch mały, ale warte odnotowanio - 1/10 pojazdów to zwykłe auta, reszta to tiry, dostawcze.. Dopiyro kajś 3:30 przestowo padać, multum mgieł dookoła, ale prox dowo rada! Przed 4 wjyżdżom na stacja, kaj śpi ekipa. Cieplutko w aucie, jedzynio i picia pod dostatkiym, a jo musza walczyć w trudnych warunkach. Tradycyjnie ładuja ze 4 banany i 2 paczki wafli do plecaka i jada dalij. Ubiyrom suche skarpety. W tym momyncie już jeżeh na chyba pół godzinnyj stracie czasowyj. Stopy ciut zimne, ale dalij bez tragedii, tympyratura na poziomie 15' cały czos. Nad ranym wcześnie w Płońsku jechołech DK50 tak długo, aż dojechołech do drogi S7. Sie długo niy zastanawiom, yno ryzykuja te 3,5km raczyj z górki i wbijom. Dobrze, że pobocze dwumetrowe i ruch znikomy ;] I przi okazji bydzie KOM na starvie hehe. Nie było okazji na segmynt na S69 przi Żywcu, to bydzie na S7 heh.
Koniec ekspresowyj :((
Koniec ekspresowyj :(( © gustav

Przasznysz - tam mo miejsce kolejny postój na ciepłe jedzonko. Za 17zł mom konkretny talyrz makaronu, 2 kotlety i talyrz surówki :)) Niy zjodłech całego. W tym momyncie przestało działać ładowanie w moim fonie, czyli cały zapis na starvie poszoł se... A tak chciołech mieć owy personal rekord na tym "portalu".. :/ Dodatkowo po tyj deszczowyj nocy bolało mie prawe kolano, momyntami mocno. Przez to mojo średnio spadała, mimo pokładów mocy w nogach i jeździe dalij z wiatrym.
Super śniadani!
Super śniadani! © gustav

Jakoś dom rada. Musza
Jakoś dom rada. Musza © gustav

Tako aura
Tako aura © gustav

Mgły dopiyro ustały ok. godz. 9. Słońce powoli sie ujawniało. Pojawiały sie piyrwsze chopki coroz to bliżyj Mazur.
Nasze kolejne spotkani mo być w Szczytnie, ale chyba zamiast w cyntrum skryncić do nich na stacja, to jechołech prosto na Mrągowo. Kupiłech se woda no i co, niech mie goniom ;p
Mazury zdobyte!
Mazury zdobyte! © gustav

Instytucja
Instytucja © gustav


Mazurskie hopki

Na tym rondzie niy wiym czamu zamiast jechać na Mrągowo, jechołech na Pisz... Ale po kilku km'ach wbiłech na DK59 na Mrągowo i w gruncie rzeczy z 7-8km "dokrynciłech"...
Zdarzały sie takie sytuacje ;]
Zdarzały sie takie sytuacje ;] © gustav

Zakryntasy
Zakryntasy © gustav

I kolejne dróżki
I kolejne dróżki © gustav

Nastrojowo
Nastrojowo © gustav

Ogólnie noo dużo chopek tam było, w zasadzie jak na Jurze :) Fest mi sie podobało, gryfny asfalt w leśno-jeziorowyj aurze - bajka!
Mrągowo - wyjazd z pauzy ;]
Mrągowo - wyjazd z pauzy ;] © gustav

Jakiś jeziorko
Jakiś jeziorko © gustav

Jest dobrze, załoga!
Jest dobrze, załoga! © gustav

Za tym mostym już jest Śniardwy ;]
Jezioro Śniardwy tam
Jezioro Śniardwy tam © gustav

Ci to mieli biesiada ;]
Ci to mieli biesiada ;] © gustav

Nie wiym, kaj byli
Nie wiym, kaj byli © gustav

Mazury. Gryfnie
Mazury. Gryfnie © gustav

Gustav, trzimej tympo!
Gustav, trzimej tympo! © gustav

Taki tam w akcji
Taki tam w akcji © gustav

Spotykomy se ponownie w miejscowości Orzysz, ok 630km już zrobione. Morale dalij okej, ale dalij boli mie te kolano. Znaczy roz boli, roz niy. I niy umia zrozumieć, od czego to zależy. Roz jada mocnij i niy boli, roz jada spokojnie i boli... Aktualnie mazurski odcinek przejechany z minimalnom ilościom przerw, przez to 600km jest zrobione w czasie 31h brutto, a średnio na poziomie 23 jakoś. No ale skończyła sie sielanka. Kolejne 600km na południe direkt pod wiatr. Do Pisza i Kolna jeszcze bez tragedii. Właśnie w Kolnie spotykomy sie przi restauracji. Bo ponoć nic innego chopy niy znaleźli. Kotlet i dużo porcja makaronu w cynie... lepij niy byda pisoł. Niy mniyj jednak jest to najbardzij niydobry makaron, jaki w życiu jodłech. Zamiast sosu jakiś tłuszcz pieron wiy z czego. Jym do oporu i po chwili robi mi sie niedobrze... Ida na dwór posiedzieć. Prawie gdy sie uspokoiło, zaś ponownie było gorzyj. Gipko popić i guma do żucia jako neutralizator. Zaczynom dostawać drgawek... piyrw na stopach i dłoniach, potym rozchodzi sie to na całe ciało w zasadzie... 2 lata tymu taki coś mi sie w doma przitrafiło, tyż po jedzyniu, to godzina późnij już byłech w szpitalu na oddziale neurologii... Z tym że miołech problymy z oddychaniym dodatkowo, tu teraz było spokojnij. Leża dobre 15min na materacu w aucie i powoli przechodzi. Postój planowany na max 30min trwo 1h 20min. Jaki wniosek - nigdy nie ładuj niedobrego jedzynio do oporu. No nic trzeba jechać dalij. Ustalomy kolejne spotkanie w Mińsku Maz. - niech se chopy trocha wyśpiom. No i co - wiatr przibiyro na sile, momyntami fajnie zawiywo, pojawio sie u mie kryzys termiki ciała, tzn. oblykom bluza i kominiarka, to po chwili jazdy za ciepło. Seblykom tyn zestaw - to za zima. I w ciongu hmm niycałych 2h tako sekwyncjo oblyc sie - seblyc sie jest w ilości 3-4 razy... Naturalnie dużo cynnego czasu na to zeszło... Tyn czas to jest po ulywie zeszłyj nocy, najgorszy. Morale na niskim poziomie. Coś idzie nie tak... Pojawio sie wontpliwość, czy dom rada, czy cokolwiek nadrobia w tyj nocy, baaa - cudym raczyj bydzie, jak straca max 1-1,5h...
Wbijom ponownie na DK50 ale z drugij strony stolicy. Na krajowyj zawsze morale idom ciut do góry, jakoś tak, z przizwyczajynio. I na tyj drodze aż do wschodu trwo okres, w kierym siły wyższe chyba czuwajom nady mnom... Z powodu niydospanio dzieje się bardzo źle. Mimo wiekich chynci ciynżko o kocentracja. W liczbach: ponad 10x wjyżdżom na przeciwległe pobocze. 1x zajyżdżom auto dostawcze, 1x zajyżdżom osobówka, 1x unikom kontaktu z najdeżdżajoncym tirym z przodu - byłech chyba 2m od niego... Chca sie koncentrować na tym aby trzimać sie swojigo toru jazdy, ale po 1-2min zaś myśla o czym innym i robia "slalom". Kilka razy stowom na poboczu, żeby sie ogarnyć, strzelić w pysk, poloć wodom z bidona... wiatr wieje średni, kolano roz boli, roz ni...
W Mińsku już słońce powoli wychodzi, info do ekipy, żeby stowali i mie gonili. Spotykomy sie kajś na przidrożnyj stacji. Bardzo duży ruch, szczególnie dużo tirów. Piyrwszy roz mom dość DK i marzy mi się jazda nawet średnij jakości DW.
2 doby już jadymy
2 doby już jadymy © gustav

Niy ma lekko
Niy ma lekko © gustav

Średnia już bliżyj 22, niż 23. Wiatr dalij trocha przeszkadzo, ale najbardzij spowalnio właśnie to prawe kolano. Lewe kolano praktycznie nic, to samo miyńśnie, mimo ponad 800km w nogach. Gdyby niy to kolano, to byłbych znacznie dalij...

Od Warki i dalij na południe - upał, pod wiatr, dużo hopek, w zasadzie piekło. 20 średnio na prostyj, jak kolano niy bolalo, to może 25.
Każdy las to było...
Wyzwolynie
Wyzwolynie © gustav

Chyba z 1,5km po długości było ;]
A to ci dopiyro
A to ci dopiyro © gustav

Białobrzegi, przy biedronce.
Upalnie, dobre 40' w słońcu
Upalnie, dobre 40' w słońcu © gustav

Z tym panym godom chyba z 10min. padoł, że jak jeździ 15 lot, tak takigo typa jak jo, to niy spotkoł jeszcze ;> Dowo mi batona i to jest piyrwszo słodko rzecz, jako jym od 3 dni heh.
Spotkany sakwiarz
Spotkany sakwiarz © gustav

A w Końskiem już czeko tyn godowski pieron hehe W cyntrum tego miasta ekipa już zamawio obiod.
I znów Paweł w towarzystwie
I znów Paweł w towarzystwie © gustav

Ostatnio wieczerza
Ostatnio wieczerza © gustav

Pozdrawiomy BBT
Pozdrawiomy BBT © gustav

Sympatyczny widoczek
Sympatyczny widoczek © gustav

Nudzi Ci sie? Obejrz se film :)
Nudzi Ci sie? Obejrz se film :) © gustav

Ostatni zachód, w końcu
Ostatni zachód, w końcu © gustav

No i zadupiami (w tym chyba 3-4km odcinek po zerwanym asfalcie) do Włoszczowej. Na rynku kolejne spotkani z supportym.
Włoszczowa na rynku
Włoszczowa na rynku © gustav

Potym to już Paweł prowadzi aż ku DK78. Powiym tak: brak chynci spania, aż jest to dlo mnie dziwne. Być może organizm sie już przyzwyczaił... Ale bardzo optymistycznie to wyglondo. Wiadomo - trocha w łepie sie "gotuje", no ale niy ma typowych objawów zmynczynio, oczy sie niy zamykajom, niy ziywom itp.
Jadymy tymi lokalnymi dróżkami, wiatr sie uaktywnio... dużo podjazdów, może nawet jakiś prawie ścianki? A jo... znów koncentracjo sie pogarszo. Znów momyntami jazda slalomym. Paweł mi co chwila ucieko. Dalij kolano boli. Roz wjechołech na przeciwległy pas a tu nagle auto przedy mnom, kiere zjyżdżo ostro na pobocze i tito na mie... typek tam pewno ostro wkur***ny... ja pierdziele co jo robia... Na szczyńsci mie niy gonił. Abo np. widza Pawła obok siebie kiery sie zatrzimuje, no to jo tyż stowom. A tu sie okazuje że go niy ma, yno je ze 300m przedy mnom, bo widza po kamizelce odblaskowyj.. wtf? Im bliżyj DK78, tym mocniejszy wiatr. Pod górka z 5km/h, z górki może 20... kilkakrotno jazda bokiym heh. A jakoś im bliżyj Zawiercia, tym jakby tyn wiatr słabnył. Ale niestety wjyżdżom w krawynżnik... i jeeb na trowa z kołym... Małe odarcie na nodze, sprzynt na szczyńscie cały. Puls naturalnie wzrósł, wiync chwilowo zero zmynczynio. Paweł odbijo DW w kierunku Katowic, Mikołowa, a jo jada za Zawiercie, kaj czeko na mie ekipa.
Zawiercie ostatni tankowanie
Zawiercie ostatni tankowanie © gustav

Spec od uzupełnianio bidonów ;]
Spec od uzupełnianio bidonów ;] © gustav

W tym momyncie mom prawie 1150km, a morale na niezłym poziomie. Oblykom se jeszcze cieplij, jym już cokolwiek, bo na tych ostatnich 50km już mi nic niy zaszkodzi. Ekipa tyż już zmynczono, taki życie, taki wyczyn;] Ustalomy meta za 50km i jada! 3:20 bodajże jest. Wiatr jakby słabnie, nie odczuwom go, żeby przeszkadzoł. Kryzysów synnych juz niy ma tak dużo, robi sie coroz jaśnij, jest przepiykny wschód słońca, normalnie Red Sky! Dojyżdżom na stacja przi skrziżowaniu 78 z 94, musza jeszcze 7km dokryncić! ;D
1200km pokazuje sie o godz. 7, czyli o jakiś 8-9h za późno, niż planowołech. No ale ulywa i przeczekanie, ból w kolanie przez ostatnie dobre 800km, upał, trudno sytuacja po zjedzyniu makaronu, za dużo przerw spowodowanych niydospaniym, 600km pod wiatr - sie nazbiyrało. Ale to jo wygrywom ta wojna, nic z tych rzeczy mie nie zniszczyło! 40min dodatkowo na kożde 100km to fest dużo, dlatego ciesza sie, że mój organizm pozwolił mi przetrwać 3. cało noc, bo tyj sie obawiołech cholernie.
Wszyscy my :)
Wszyscy my :) © gustav

W końcu du dom!
W końcu du dom! © gustav

Victoryyyy!
Victoryyyy! © gustav

Netto: Optymalnie 54h40
Brutto: 69h30
Całkowity czas bez snu: 76h

Na filmie widać, jak sie czułech - jak po przejechaniu 50km, dosłownie! Mogłech spokojnie dokryncić do 1300km, ale stwierdziłech, że niech se kolano już odpocznie ;] Najważniejsze jest to, że moja forma na dziyń dzisijeszy pozwalo mi przejechać o wiele wiyncyj, niż zakłodołech przed wyjazdym. Skoro wiym, że 3. noc można przejechać też bez snu, to ograniczynie czasowe niy wynosi już 65h, a ok. 75.
Przez tyle napotkanych przeciwności zaś zebrołech gigantyczne doświadczynie. I kolejny roz jest nieodsyt, tak jak i rok tymu. To jest już mojo choroba. Nadal niy poznołech swojigo limitu możliwości. I zaś mi to niy bydzie dować spokoju... ;] Dlatego jeśli byda podejmowoł kolejno próba bicia swojigo personal record, to w gra bydzie wchodziła bariera 1350-1400km. Bo teoretycznie byda kiedyś mioł jeszcze lepszo wytrzimałość. Z kożdym rokiym czuja ciut lepszo forma. Ale żeby tego dokonać, to już potrzebny bydzie i wiynkszy busik i ekipa najlepij 4-osobowo. I może jakiś sponsor ;) Jak w RAAM.

RAAM oraz RAA... pomarzyć można :) Ale MRDP za 2 lata to na pewno!
Niyoficjalnie: czyżby to już był najdłuższy ultramaraton tego typu w naszym kraju? Czy zostoł ustanowiony jakiś nowy rekord?

1200km non-stop solo u-23
1200km non-stop solo u-23 © gustav

+73 nowe gminy. Czyli yno lubelskie to je województwo, w kierym niy mom jeszcze żodnyj gminy w kolekcji ^^
I pamiontkowy filmik :))


UltraLoop: Ponad regulamin!

Poniedziałek, 8 września 2014 Kategoria f) Inkszy świat [>1000km]
Km: 1054.10 Km teren: 0.00 Czas: 47:35 km/h: 22.15
Pr. maks.: 57.00 Temperatura: °C HRmax: HRavg
17800: 17800kcal Podjazdy: m Sprzęt: Haibike Speed RC Aktywność: Jazda na rowerze

Komandorze maratonu Bałtyk-Bieszczady i cało reszto "specjalistów": Niy musza mieć minimum 23 lot, by TEORETYCZNIE mój organizm mógłby mi pozwolić na zrobiynie owych 1008km non-stop! Mom głymboko kajś Wasz regulamin, byda robił swoje i żodyn mie nie zatrzimie! A tym bardzij jakiś durne [wiekowe] wytyczne... Ograniczynia som dlo ludzi słabych. Mom niycałe 22 lata. Paweł - mój towarszysz - je rok młodszy i tyż doł rada! Dodatkowo na kwalifikacji w Radlinie jako 1 z 7 zrobił 600km w doba. Ale na BBT je za młody...

Miołech jechać tegoroczny BBT. Na lewo, rzecz jasno. Robiłech, co mogłech, by se znalyźć ze wszystkimi na starcie. Sprawy logistyczne to już była kwestio dogodanio. Ale niy wyszło... Nowo robota = brak możliwości dostanio od razu ok. tygodnia urlopu. Chodzi o to, że to była jedyno tako okazjo w życiu. Była... Ale jak postanowiłech sobie - 1xxx km w tym roku to był priorytet i udało mi sie dostać te 4 dni wolnego. Pozostało yno czekać.

I sprawa niymniyj ważno: Chciołbych podziynkować jeszcze roz Maciejowi (Madu na BS) i jego dziołszce oraz Ultrakolarzowi Remkowi za smakowite, ciepłe jedzonko. Bo cołki czos żywić se chlybkami, żymłami, kołoczkami bez co najmniyj 2 doby to tak średnio.. :>

To terozki czos na już rychtyk relacjo! :)

W sobota prziszłech z roboty przed 22. Drobne przigotowania blablabla spać poszłech o 23:30 jakoś. Trocha za niyskoro, taki życie heh. Budzik nastawiłech na 7:45. A obudziłech se som przed 7... Usnyć już niy szło, za fest wielki podekscytowani tym, że zarozki byda wyruszoł w ultra-rajza po życiówka :) Obejrzołech se jeszcze roz pora filmików motywacyjnych. Greg Plitt, CT Fletcher, Schwarzenegger i inni - lukaj w YT :)

Ryż i te sprawy, reszta dopakowania i o 9:15 wyruszyłech na rybnicki rynek - kaj pojawić sie mioł Paweł i opcjonalnie kożdy, co by chcioł pogodać abo nas tyż eskortować :)

Przigotowania!
Przigotowania! © gustav

Rowerowo ekipa
Rowerowo ekipa © gustav

Pojawił sie szwagier, Szymon (1. z lewyj, kumpel z roboty) i Paweł (3. z lewyj, mioł jechać BBT abo tyż z nami, niystety - niy mioł możliwości wolnego mieć w obu przipakach :/). Trocha my pofandzolili i o 9:50 już rychtyk start :) Pogoda bombon! Ale sie nom trefiło hehe

Na granicy Rybnika Paweł już zawrócił, a w Gliwicach Szymon. Dziynki chopy za eskorta! Tympo my założyli na całyj trasie bez spiny, kole 23km/h +/-1 na całych 1000km to tam bez znaczynio. Piyrw trza zebrać doświadczynie, a potym kiedyś tam stować sie coroz lepszym, poprawiać wyniki itp.

Na piyrwszych 100km yno jedna pauza po jedzynie, w Biedronce, góra 5min.
Mapka cołkij rajzy
Mapka cołkij rajzy © gustav

I przipadkowo napotkano "latarnia" :>
Latarnia w lesie hehe
Latarnia w lesie hehe © gustav

Jak sie skończył Slonsk, po jakiś 150km zaczyły sie już płaszczyzny. Stałe tympo i tela w zasadzie. Pola, lasy, asfalt roz lepszy, roz gorszy. Jedyno nowość - to z kożdym kilometrym zbiyrołech nowe gminy :D :D

Wieluń - budowa S8
Wieluń - budowa S8 © gustav

Kajś na trasie
Kajś na trasie © gustav

Po 200km - pauza w polo markecie. Miało być na chwila - zeszło dobre pół godziny... :D ALE owy dystans zrobiony w prawie 9h brutto, wiync i tak godzina do przodku!

Kololowowowo
Kololowowowo © gustav

Chlyb krojony - level up!
Chlyb krojony - level up! © gustav



Drogi lepij oświytlone bez ksiynżyc, niż bez nasze lampki hehe
Tako noc była :)
Tako noc była :) © gustav

Przed Turkiem info do Macieja, że już my som niydaleko. Wyjeżdżo nom z naprzeciwka przed Kołem :) Kajś tam była "ścianka" chyba ze 6-7% hehe ponoć jedna z niewielu.. Tako Annaberg na Opolszczyźnie :>

IronMadu - już niydługo w kinach! :D :D
Sompolno zdobyte!
Sompolno zdobyte! © gustav

Wbijomy do mieszkanio, kaj se już szykuje ryż i schabowe. Jego ścianki na 1. piyntro nic niy przebije - dobre 40% nachylynio :P
Niy obyło se bez selfóf heheSłitaśnie musi być a co! :D
Słitaśnie musi być a co! :D © gustav
Jedzonko u Maćka
Jedzonko u Maćka © gustav

Dostalimy na trasa po bananie i po 4 kanapko-żymły :) Dziynki! Była jakoś 0:40 i prawie 310km. Ruszomy dalij. Zero oznak zmynczynio. Średnio prawie 24.
A może nad morze? :D
A może nad morze? :D © gustav

Przed świtym jechalimy obok "poszyrzonyj" Wisły. Tympyraturka w tych miejscach była najniższo: 10,5'. Noc ogólnie bez wiynkszych problymów "synnych" :)
Wisła i te sprawy
Wisła i te sprawy © gustav

W Płocku już zauważalnie dość fest wielki ruch na drodze. W zasadzie aż do samyj stolicy. No ale jak 95% ludzi to totalne lynie, że do roboty nawet te 5km zapierdzielajom autym mimo idealnyj pogody do kryncynio na kole, to potym niy ma se co dziwić, że korki.
Płock - wschód
Płock - wschód © gustav

Już w okolicach Nowego Dworu Maz. pojawiło se pora wzniesiyń :) Pyndalowanie już kieroś setka po płaskim to trocha dobijo ehehe..
30km od Wa-wy info do Ultrakolarza, że nadjyżdżomy!

Rok tymu były nici z takij fotki: 3-4 w nocy, a basyn zgaszony...
Na tle najwiynkszyj pływalni w Polsce
Na tle najwiynkszyj pływalni w Polsce © gustav

I potym do biurowca, kaj pracuje Ultrakolarz - Remek Siudziński! :) Na parterze restauracja i już rezerwacjo stolika dlo nos :) Zapiylimy nasze koła w widoczny plac przi drzwiach i zasiedlimy do uczty. Podano nudle :) Obiod z samym mistrzym - lepij se trefić niy mogło! Było o czym godać. Fest miło, że Remek znoloz w robocie jakoś godzinka, żeby se direkt spotkać z jakimiś mało znanymi komu amatorami - no bo tako je prowda :>



Nojbardzij oczekiwano fotka! :))
Nojbardzij oczekiwano fotka! :)) © gustav

Taki tam, w cyntrum
Taki tam, w cyntrum © gustav

Z Warszawy eskortowoł nas jedyn BSowicz, Biker 1990, aż do Góry Kalwarii. Potym to już wjazd na DK79 (było zrobione jakiś 580km), kiero prowadzi aż do samego Krakowa. Jechalimy równym tympym, ale niy za szybkim - kole 23km/h. Cołki czos stosowołech wysoko kadyncjo - mały blat i środek kasety. Przez co po tym dystasie czułech sie fest dobrze! W kolanach zero bólu. Ale tyż powoli łydki i uda było czuć. To była yno kwesta czasu. No i pojawiył sie tyż inny problym - niystrawność, wzdyncia, coś w tym stylu. Co 2-3h na napotkanyj na drodze tankszteli do kibla. Nigdy w dalekich trasach niy było z tym problymu. Przyczyna to abo schabowe, abo izotoniki (jedno saszetka na 100km), abo tyn ciymny ziarnisty chlyb ze wcześnijszego foto. Bo co innego? Z izotoników całkowicie zrezygnowołech.

Po pół tyś. płaskich odcinków rozpoczyły se hopki! Na tle tych płaskości wyglondały jak góry hehe. Było coś w granicach 670km jakoś i słońce zachodziło.

Nostała drugo noc. Zaś gryfnie z nieba świyciło. Kajś na tankszteli, wiynkszo pauza. Paweł postanowił se zrobić 15min. drzymki. Mie już tyż fajnie zmulało hehe przimkłech oczy na 5s i to była kwestia może 10s aż usna. Ale po prostu niy mogłech se na to pozwolić! Jak wiadomo - dystans na roz to dystans bez jakigokolwiek spanio. Postanowiłech udowodnić, że do sie zrobić 1000km bez spanio i tela w temacie. Bo inaczyj bych se tego nigdy niy wybaczył! W miyndzyczasie jak Pablo społ, jo se poszoł do kibla, umyć se, zjodłech se trocha chleba, nasmarowołech kieta. No i plompołech w siebie kawa, kiero mi jeszcze została.

Pauza na wiynksze jedzonko
Pauza na wiynksze jedzonko © gustav

I zaś ksiynżycowo noc
I zaś ksiynżycowo noc © gustav

Kajś na trasie zatrzimała nos policjo :D Zaro wziyli dowody i coś tam spisywali. Czamu? Bo o takij porze my na kole jeździli? :> Zrobiłech im foto z ukrycia, ale czamu sie niy zapisało? Niy wiym :/ Musicie se tera wyobrazić kia kombi w nocnyj scenerii z latarniami przi drodze, kiero stoi na poboczu :P

O 2 w nocy przeczytołech smsa od Remka, jak tam trasa. Już bylimy przed Sandomerzem, jakieś 760km. Jak sie okozało - Remek na swoim oficjalnym ultrakolarskim profilu na fejsie robił relacja live z naszyj rajzy :> kto by się spodziewał heheh. Kajś padało, bo drogi mokre momyntami, a chmur na niebie niymało. To se nazywo pic, że my tego uniknyli. Mgieł w około fol - widoczki pikne, ale samo wilgoć trocha przeszkodzała. Mimo to pyndalowało se okej. Tympyraturka minimalno tyj nocy 11' z groszami. Mie już momyntami fajnie zmulało - roz żeh wjechoł na pobocze i cudym wybrnyłech od jakigoś upadku... jo już niy wiedzioł, czy o czymś krótkotrwale śnia, czy o tym po prostu myśla..

Po 7 rano - pauza w sklepie i jaki lepsze śniodani w postaci kołoczków smakowitych mmm :))

Już drugo doba jazdy
Już drugo doba jazdy © gustav

Te mgły zaczyły ustympować kole 9 dopiyro. Napisołech Kubie z B-B smsa, bo był ciekaw tyż naszyj rajzy. Od 2 do 9 zrobilimy góra 90km... jak? Niy mom pojyncio... Fest dużo przerw było, żeby se odloć. Jo normalnie co 20-30min stowoł kaj przi drzewkach eheheh..

W drodze na Kraków masa hopek, sztyjc góra-dół-góra-dół. Pogoda dalij bombon, chocioż wioło trocha w naszo strona.

Przed Krakowym zaś wiynkszo pauza pod sklepym. Było może z 850km i wtedy dopiyro trocha ciynżyj było usiedzieć. Wniosek: spodynki BS i mój zic Selle Royal Freccia to je jednak super połonczynie! =)

Na wjeździe do Krakowa zaś pauza na tankszteli. Było przed 13 i 910km (by niy smsy do pewnych osób, to nici z tych "statystyk" hehe).

Tyn zaś leży hehe
Tyn zaś leży hehe © gustav

Czy wyglondom, jakbych niy społ już 54h? :D
Pytanie: kiedy wjada do rowu?
Pytanie: kiedy wjada do rowu? © gustav

I potym do cyntrum. Kraków je fajnie rozkopany... Jeszcze napisołech info do Karela, co i jak :D
Pomidor hehe
Pomidor hehe © gustav
Jeszcze yno trocha! :D
Jeszcze yno trocha! :D © gustav

Już na wyjeździe na DW780. Mielimy planowo jechać DK52 aż do Andrychowa i potym na Kocierz >> Przegibek. Żeby końcówka jak w BBT była "hardkorowo-ściankowo". Bo ponoć jakiś ścianki tam som. No ale sami widzicie - 20tyś. godzin przerw i sie odechciywo wszystkigo. Z analiz by wynikało, że z Kocierzym miołbych ponad 1100km i grubo po północy (jak niy nad ranym) w doma... A na 90% już bych wjyżdżoł w rowy non stop...
Krakowskie serpentyny
Krakowskie serpentyny © gustav

Na wylocie ostatnio pauza pod sklepym i sie zaczyła w zasadzie ostatnio "setka" heh. Ale do Oświęcimia tyż było multum hopek, wiync w jakiś sposób tyn Kocierz zostoł chocioż trocha wynagrodzony :) Miynśnie w miara okej, ale jednak kolana już było czuć nojbardzij, no i jeszcze dłonie - odciski. Bez momynt w Oświęcimiu pokozoł se dyszcz. Ubralimy kurtki, kiere po 15min trza było seblyc ^^ W Brzeszczach Paweł dostoł pana w zadnim kole :/ No i tyż my sie tam pożegnali, bo jechoł już od Pszczyny w swojo strona. Jo już pyndalowoł se fest na spokojnie, i tak średnio by se niy zmiyniła zauważalnie na tych 40km ostatnich. Doczołgołech se na chata jakoś o 23:15. Jeszcze pora minut pryndzyj zadzwoniłech do Remka :) fajnie z jego strony, że pisoł co jakiś czos, jak nom idzie :) Niy byłech wyplompany, miynśnie były okej, yno kolana już trocha bolały - to było przecież niyuniknione. Ale jakbych zjod jakiś konkretny obiod, to mógłbych spokojnie jeszcze dokryncać. To dobrze zatym wróży na prziszłość, If You Know What I Mean :P

GRATULACJE DLO PAWŁA - zrobił wedle moich obliczyń jakiś 30km wiyncyj! Ale niy mo konta na BS :/

Ta trasa pobiła wszelakie moji rekordy:
-dystans na roz pobity o 254km
-czos na zicu pobity o 14h
-czos pauz 14,5h 
-czos brutto 62h
-czos totalny bez spanio 65h

Mój pulsometr z lidla godo, że spolyłech 17800 kalorii.
Dzisio se zwożyłech i tradycyjnie - niy ma z czego schudnyć.

Ta ultrarajza tyż ukończyła za jednym szlagiym wszystki moji cele na tyn rok:
-25% gmin
-1xxx km na roz
-pobicie zeszłorocznego całego dystansu 

Zebrołech gigantyczne doświadczyni! 

Yno mom 5 gmin mynij, niż zeszłoroczne 800km, ale to przez to, że teraz mom już multum zdobytych gmin na Ślonsku i Małopolsce.

Tak wiync: +65 nowych gmin :)

Jutro se musza jeszcze przedłużyć urlop eheheh...

Fotka zrobiono dzisio, w naturalnym świetle :)
New Current Top!
New Current Top! © gustav

kategorie bloga

Moje rowery

Addict Blue 17592 km
Gravel Custom 6303 km
MTB Interceptor 6260 km
City Cadillac 1700 km
Avaine 8824 km
Giant TCR Advanced 2186 km
Custom 2.0 Essential 8839 km
FastBack 5.8 Custom 41880 km
XC Custom Evolution 18260 km
MTB Custom 15323 km
Haibike Speed RC 21452 km
Unibike Mirage 7536 km

szukaj

archiwum


Statystyki zbiorcze na stronę