Wpisy archiwalne w miesiącu
Sierpień, 2013
Dystans całkowity: | 1768.60 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 71:44 |
Średnia prędkość: | 24.66 km/h |
Maksymalna prędkość: | 67.00 km/h |
Suma podjazdów: | 1270 m |
Liczba aktywności: | 24 |
Średnio na aktywność: | 73.69 km i 2h 59m |
Więcej statystyk |
Ciągle mało...
Niedziela, 18 sierpnia 2013 Kategoria e) Papa zgorano [700-999km]
Km: | 800.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 33:33 | km/h: | 23.85 |
Pr. maks.: | 60.00 | Temperatura: | 24.0°C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 1270m | Sprzęt: Haibike Speed RC | Aktywność: Jazda na rowerze |
Taaa.. Od czego by tu zacząć? Nie przygotowałem sobie jakiegoś fajnego "przemówienia" na wstęp, jak to miałem zawsze zwyczaj przy szczególnych dla mnie wpisach. Po prostu - po "BalticTour" i poznaniu swoich możliwości wiedziałem, że jestem w stanie osiągnąć matematycznie dystans ponad 700km. Rzecz jasna, już bez spowalniającej przyczepki z bagażem. Ogólnie po osiągnięciu mych 628km powiedziałem sobie: "Na ten rok już to w zupełności wystarcza, na kolejne rekordy jeszcze przyjdzie czas". Wystarczyło na miesiąc... cały jaaa :D
Podboju stolicy jeszcze miesiąc, czy nawet tydzień temu, w ogóle nie miałem na myśli! Nawet kilka dni temu pisałem do poskramiacza Beskidów, Karela, że chętnie wpadłbym w jego tereny i niech załatwia już ekipę :D We wtorek, bądź w środę oglądałem pogodę i prognoza - weekend słoneczny. Se myślę: "No to się porobi fajne fotki na tle gór". A potem tak znikąd nachodzi mnie myśl, że skoro cały weekend ma być słoneczny, to może "wypada" zrobić coś bardziej "wymęczającego"? I wtedy pojawiają się pierwsze myśli o barierze 700km... A żeby to osiągnąć (i tym bardziej pozaliczać kolejne gminy; tak - to też moja choroba), to trzeba jechać gdzieś bardzo daleko. Warszawa? Idealnie! Miałem tamtędy wracać z Gdyni, ale czasu brakło. I jest to ostatnie miasto z Euro2012, w którym jeszcze nie byłem rowerowo. Bez roweru też nie byłem :P Chyba warto zaryzykować hehe. ALE żeby w ogóle wyruszyć, mając za sobą doświadczenie z BalticTour, musiałem zaopatrzyć się w empetrójkę. Bo jechać kilkadziesiąt godzin słuchając tylko szumu samochodów i roweru, to jest to coś bardzo dobijającego. W piątek zakupiłem owe mp3, koniecznie na baterie i wtedy już nie było wyjścia: jadę! (Kubo, ekipo z TdBabia i inni mi nieznani - z tymi górami się jeszcze dogadamy hehe).
W piątek przygotowałem rower pod długie trasy. W sobotę wstałem o jakoś 8:00. Na śniadanie worek kaszy, bułka i serek (do oporu). Ze sobą do jedzenia wziąłem 3 bułki, pączek, kołoczyk i jabłko. I kilka łyżeczek kawy w woreczku na drugą noc (jeśli dotrwam, to się może przydać hehe). Warto wspomnieć - nie brałem ze sobą żadnego izotoniku; i też w całej trasie nie planowałem jego zakupu, to miał być test porównawczy z innymi, długimi trasami. Z ubrania dodatkowo to koszula termo, golf, t-shirt i para zimowych skarpet. Wyjazd równo o 10:00.
Pogoda bajeczna, zero chmur na niebie. Za Gliwicami krótki postój, a tam na bramie ciekawy znak hehe. Może jakiś teren międzynarodowej organizacji? :D
Gdzieś na 70.km czułem, że nogi (a szczególnie łydki) są zbyt "naprężone". Zniżyłem siodełko o 1cm.
W Częstochowie pierwszy, większy postój w sklepiku. Obniżenie siodełka pomogło jak na razie. Niestety, podczas zatrzymywania się, z powodu nie wypięcia buta, się wywaliłem. W karierze po raz piąty... Guma ucierpiała eehhh...
Kupuję wodę, czekoladę, banany i bułki.
Wyjeżdżając po za Śląsk, zaczynały się już płaskie tereny, momentami z cholernie długimi prostymi. Najdłuższa miała chyba z 7km. Jechało się wybornie! :)
Tu już w "punkcie kontrolnym" :)
Tam gdzieś w tych okolicach zrobiłem kolejne zakupy - banany, woda i chleb.
Słońce powoli zachodziło i nadal jechało mi się znakomicie. Jednak temperatura już coraz chłodniejsza. W dzień na liczniku max. 32', w nocy zaobserwowałem min. 14'. Ubrałem termo-shirta, a zwykły t-shirt posłużył jako szal :D
Gdzieś w rejonach miejscowości Koluszki udało mi się trafić na otwarty sklepik. Kupuję wodę i bułki, które zjadłem na miejscu (bo chleb miał pozostać na całą noc). Gdy powiedziałem pani sprzedawczyni, że dobrze, że jest jeszcze otwarte, bo jestem w długiej trasie, to jej reakcja była przewidywalna (tego nawet nie muszę opisywać hehe). Ale od razu dostałem gratis czekoladę (i to wedlowską!!! gorzka, której nie zbyt lubię, ale kij z tym :D) oraz coś do spożywanych bułek - wybrałem serek szczypiorkowy. Dodatkowo zostałem przez tą panią "reklamowany" każdemu klientowi wchodzącemu do sklepu hehe. Był tam też jakiś pijak, nawalony tak, że się raz przewrócił na stoisko z napojami (:D), gadał bardzo niewyraźnie, ale ogólnie był chyba w porządku. Codzienny klient owego sklepu hehe. Chciał mi kupić czekoladę, ja jednak "wytargowałem" litr jakiegoś niskobudżetowego tajgera.
Skończyłem jeść i poszedłem nasmarować łańcuch. ~230km zrobione, godzina ~21:30.
Znak "Warszawa" minąłem, mając zrobione 345km w czasie 13h 45min. Średnia 25 z groszami, czyli tak, jak zakładałem. Od sklepu jechałem bez większych przerw. Była godzina 02:20.
Pierwszy raz w stolicy, w ogóle w jakiejkolwiek stolicy jakiegokolwiek kraju, dodatkowo na rowerze, fajne uczucie ;) Po drodze z każdej strony pełno budynków: philipsy, mercedesy, jakieś ubezpieczenia, normalnie wszystko! I tak przez kilka kilometrów. Dojechałem do centrum, a tam jaśniej, niż na jakieś wsi w za dnia :D
O zwiedzaniu nie było mowy, innym razem. Pamiątkowe foto i potem pod stadion (którego podświetlenie było wyłączone, szkoda :/ nici ze zdjęcia)
Z pod stadionu próbowałem znaleźć drogę na krajową 7-kę. Oznaczeń nie było. Kręciłem się w okolicach krajowej 2-ki. Jeździłem wszędzie i nigdzie. Postanowiłem wrócić na centrum. O dziwo był znak na Kraków... Tylko pytanie, dlaczego dopiero w centrum? Tą drogą prosto aż do Grójca.
Za Grójcem, już po 5-ej chwytał mnie głód, a o sklepach nie było mowy, z jedzenia pozostał mi 1 baton. Zauważyłem jakiś znak "owoce z sadu i inne duperele" no to się tam kierowałem. I co zobaczyłem: plantacja jabłek (niestety niedojrzałych) i śliwek! Wpierniczałem te śliwki, chyba ze 20szt. żeby nie czuć już głodu. Były bardzo dobre :) I jechałem dalej. Przy drodze przez wiele km'ów często były drzewka z jabłkami i śliwkami, to ze 2x jeszcze pojadłem. Dopiero gdzieś o 7-mej wstąpiłem do sklepiku w jakiejś małej miejscowości. Od razu 2 butle wody, kilka bananów i chleb krojony :D I w drogę! Nadal bez jakichkolwiek kryzysów. Chmur od rana na niebie żadnych, a to w perspektywie jazdy na południe nie było optymistycznym wariantem... Już tak po 10-ej pojawiło się 30' na liczniku. W godzinach 12-16 było najcieplej; nie było żaru z nieba, ale po prostu było ciepło. Temperatura max. podczas jazdy - 36', na jednym z postojów - 43'. Polewanie się to był standard. Tak mniej-więcej do 550km jechało się elegancko, co mnie bardzo dziwiło (mimo pogody i pagórkowatego terenu). Potem niemalże równocześnie odezwały się nadgarstki, tyłek i nogi. Natomiast plecy i kark - bez zastrzeżeń. Także w tym czasie posmarowałem łańcuch po raz drugi.
Mieścina na moją cześć, ale co się tam znajduje i kto tam mieszka, tego jeszcze nie wiem. Ale mam nadzieję, że też jacyś ultra-rowerowcy hehe :D
Już tak po 17-tej pojawiają się większe chmury na niebie, to było coś bardzo potrzebnego :)
Kiedy pobiłem swój rekord życiowy (628km), od razu jakoś się lepiej jechało, w ogóle ręce, tyłek, nogi na jakiś czas przestały boleć... a patrzenie na licznik to już była pewnego rodzaju esencja :> Owszem, były momenty kryzysowe, spowodowane głównie dusznością przez całodniowe nawalanie słońcem, ale dało się jechać. Kiedy odczuwałem brak mocy, zjadłem ze 3 banany, oblałem się wodą i po chwili znów się jechało bardzo dobrze. Ciekawe to... Słuchanie muzyki też bardzo pomagało.
Dojechałem do DK 78, biegnącej aż do Rybnika, ale zjechałem na krajową "jedynkę", by jadąc przez GOP, pozaliczać gminy. Bliskie w miarę okolice, ale w tych rejonach jeszcze nie byłem nigdy na rowerze.
W Siemianowicach trafiłem na otwarty sklep, jednak nie było pieczywa uuupsss... Do planowanych 800km pozostało ze 120... Kupiłem tradycyjnie wodę, kilka bananów i ciasteczka. Tam też wypiłem kawę, którą miałem spakowaną we woreczku. Ubrałem się i ruszyłem do Rybnika z nadzieją "niezgłodnienia" ehh
To mi się udało. 730km zrobione, 3 banany i kilka ciasteczek w zapasie + ponad litr wody. I co teraz? 70km jeszcze trzeba zrobić! Dystans z 7-ką na początku w żadnym stopniu by mnie nie satysfakcjonował. Teraz pewnie myślisz, jak mając zrobione 730km, można nie być z tego zadowolonym. Już tłumaczę:
-nie byłem zmęczony na tyle, żeby zakończyć mój trip;
-były idealne warunki (noc)
-jestem chory na punkcie "akcentowania" długości dystansów, tzn. że 800km lepiej brzmi (jak dla mnie) od np. tych 730. Ale też i 690km brzmi lepiej od tych 730km. 800km brzmi lepiej od 900 (dlatego, gdybym miał kiedyś w przyszłości zrobione 890km, to niekoniecznie żałowałbym niedokręcenia do 900). Nawet 540km brzmi lepiej od 700. Moja chronologia to: 1000, 800, 600, 500, 900, 700. Chodzi o akcent cyfr, nie o długość dystansu.
-fajnie tak pobyć na głównej jakiś czas hehe
-jestem ciekawy kolejnego "wyższego" koloru kropki na 102km.pl :D może jakieś odcienie metaliczne? :D
Dobra, się rozpisałem o duperelach, wracamy do Rybnika :>
Więc pozostało mi jeszcze ze 3h kręcenia gdziekolwiek. Najpierw jeździłem na rundach z Tour de Rybnik 2012. Jednak po jednym kółku stwierdziłem, że jest to zbyt nudne i trzeba jechać gdzieś dalej, koniecznie na równe drogi. A jeśli chodzi o równe drogi, to pozostaje Rybnik i Żory. Pojechałem na wiślankę!
Wjechałem od Alei, od strony południa, potem wiślanką, na północną obwodnicę i na Rybnik. Pozostało 35km... Więc jeździłem bez celu wszędzie. Na WORD i elektrownię. Nad zalew. Na centrum. Znów nad zalew. I znów na centrum. Na rondach robiłem kółeczka. Często na stojąco, bo tyłek też już swoje usiedział. Czterogłowe ud miałem już dowalone konkretnie, bo na tym dokręcaniu już nie wspomagałem się dwugłowymi. Kark i plecy ciągle bez żadnych kryzysów! Na dłoniach odciski. Brak kryzysu sennego (tylko mnie tak przez godzinkę zmulało w drodze Gliwice-Rybnik, kawa chyba pomogła heh). Odczucie głodu pojawiło się na 780km. Dojeżdżam do domu, mam 797km... Kręciłem dookoła kościoła, ku szkole ze 2x, zygzakiem, żeby więcej nabić km'ów. Godzina 3:20 - wybiło 800km! To jest dystans, który zadowoli mnie na długi czas! Wygląda doskonale, brzmi doskonale :))
Pobiłem też rekord w ilości czasu spędzonego na siodełku hehe. Pewnie, gdyby w nocy były otwarte sklepy i jadłbym systematycznie, to miałbym siły na większy dystans, bo tak to już jechałem ostatnie 120km na resztkach.
Marzy mi się koszulka maratonu 1008km. Myślę, że jest to realne marzenie :) Ale z tego, co wiem, najwcześniej mogę startować w 2016r.
Średnia w trasie powinna nie być mniejsza, niż 24 - dużo czasu traciłem na skrzyżowaniach, w stolicy i innych pierdołach.
+70 nowych gmin.
Dobra robota, Speed! (6kkm na nim przejechane i ZERO problemów!)
Podboju stolicy jeszcze miesiąc, czy nawet tydzień temu, w ogóle nie miałem na myśli! Nawet kilka dni temu pisałem do poskramiacza Beskidów, Karela, że chętnie wpadłbym w jego tereny i niech załatwia już ekipę :D We wtorek, bądź w środę oglądałem pogodę i prognoza - weekend słoneczny. Se myślę: "No to się porobi fajne fotki na tle gór". A potem tak znikąd nachodzi mnie myśl, że skoro cały weekend ma być słoneczny, to może "wypada" zrobić coś bardziej "wymęczającego"? I wtedy pojawiają się pierwsze myśli o barierze 700km... A żeby to osiągnąć (i tym bardziej pozaliczać kolejne gminy; tak - to też moja choroba), to trzeba jechać gdzieś bardzo daleko. Warszawa? Idealnie! Miałem tamtędy wracać z Gdyni, ale czasu brakło. I jest to ostatnie miasto z Euro2012, w którym jeszcze nie byłem rowerowo. Bez roweru też nie byłem :P Chyba warto zaryzykować hehe. ALE żeby w ogóle wyruszyć, mając za sobą doświadczenie z BalticTour, musiałem zaopatrzyć się w empetrójkę. Bo jechać kilkadziesiąt godzin słuchając tylko szumu samochodów i roweru, to jest to coś bardzo dobijającego. W piątek zakupiłem owe mp3, koniecznie na baterie i wtedy już nie było wyjścia: jadę! (Kubo, ekipo z TdBabia i inni mi nieznani - z tymi górami się jeszcze dogadamy hehe).
W piątek przygotowałem rower pod długie trasy. W sobotę wstałem o jakoś 8:00. Na śniadanie worek kaszy, bułka i serek (do oporu). Ze sobą do jedzenia wziąłem 3 bułki, pączek, kołoczyk i jabłko. I kilka łyżeczek kawy w woreczku na drugą noc (jeśli dotrwam, to się może przydać hehe). Warto wspomnieć - nie brałem ze sobą żadnego izotoniku; i też w całej trasie nie planowałem jego zakupu, to miał być test porównawczy z innymi, długimi trasami. Z ubrania dodatkowo to koszula termo, golf, t-shirt i para zimowych skarpet. Wyjazd równo o 10:00.
Przed wyjazdem© gustav
Pogoda bajeczna, zero chmur na niebie. Za Gliwicami krótki postój, a tam na bramie ciekawy znak hehe. Może jakiś teren międzynarodowej organizacji? :D
Dobrze wiedzieć© gustav
Na drodze do Częstochowy© gustav
Gdzieś na 70.km czułem, że nogi (a szczególnie łydki) są zbyt "naprężone". Zniżyłem siodełko o 1cm.
W Częstochowie pierwszy, większy postój w sklepiku. Obniżenie siodełka pomogło jak na razie. Niestety, podczas zatrzymywania się, z powodu nie wypięcia buta, się wywaliłem. W karierze po raz piąty... Guma ucierpiała eehhh...
To wina SPD© gustav
Kupuję wodę, czekoladę, banany i bułki.
Wyjeżdżając po za Śląsk, zaczynały się już płaskie tereny, momentami z cholernie długimi prostymi. Najdłuższa miała chyba z 7km. Jechało się wybornie! :)
Wielokilometrowe proste© gustav
Tu już w "punkcie kontrolnym" :)
Piotrków Trybunalski wita!© gustav
Na skrzyżowaniu© gustav
Jeszcze daleko do celu© gustav
Do wyboru, do koloru© gustav
Tam gdzieś w tych okolicach zrobiłem kolejne zakupy - banany, woda i chleb.
Kolacyjka :D© gustav
Krzywa morda, part pierwszy© gustav
Słońce powoli zachodziło i nadal jechało mi się znakomicie. Jednak temperatura już coraz chłodniejsza. W dzień na liczniku max. 32', w nocy zaobserwowałem min. 14'. Ubrałem termo-shirta, a zwykły t-shirt posłużył jako szal :D
Gdzieś w rejonach miejscowości Koluszki udało mi się trafić na otwarty sklepik. Kupuję wodę i bułki, które zjadłem na miejscu (bo chleb miał pozostać na całą noc). Gdy powiedziałem pani sprzedawczyni, że dobrze, że jest jeszcze otwarte, bo jestem w długiej trasie, to jej reakcja była przewidywalna (tego nawet nie muszę opisywać hehe). Ale od razu dostałem gratis czekoladę (i to wedlowską!!! gorzka, której nie zbyt lubię, ale kij z tym :D) oraz coś do spożywanych bułek - wybrałem serek szczypiorkowy. Dodatkowo zostałem przez tą panią "reklamowany" każdemu klientowi wchodzącemu do sklepu hehe. Był tam też jakiś pijak, nawalony tak, że się raz przewrócił na stoisko z napojami (:D), gadał bardzo niewyraźnie, ale ogólnie był chyba w porządku. Codzienny klient owego sklepu hehe. Chciał mi kupić czekoladę, ja jednak "wytargowałem" litr jakiegoś niskobudżetowego tajgera.
Lodówki nie dostałem, nie nie nie :D© gustav
Skończyłem jeść i poszedłem nasmarować łańcuch. ~230km zrobione, godzina ~21:30.
Znak "Warszawa" minąłem, mając zrobione 345km w czasie 13h 45min. Średnia 25 z groszami, czyli tak, jak zakładałem. Od sklepu jechałem bez większych przerw. Była godzina 02:20.
Pierwszy raz w stolicy, w ogóle w jakiejkolwiek stolicy jakiegokolwiek kraju, dodatkowo na rowerze, fajne uczucie ;) Po drodze z każdej strony pełno budynków: philipsy, mercedesy, jakieś ubezpieczenia, normalnie wszystko! I tak przez kilka kilometrów. Dojechałem do centrum, a tam jaśniej, niż na jakieś wsi w za dnia :D
O zwiedzaniu nie było mowy, innym razem. Pamiątkowe foto i potem pod stadion (którego podświetlenie było wyłączone, szkoda :/ nici ze zdjęcia)
Pałacyk w stolicy© gustav
Nocne w stolicy© gustav
Nocne w stolicy© gustav
Z pod stadionu próbowałem znaleźć drogę na krajową 7-kę. Oznaczeń nie było. Kręciłem się w okolicach krajowej 2-ki. Jeździłem wszędzie i nigdzie. Postanowiłem wrócić na centrum. O dziwo był znak na Kraków... Tylko pytanie, dlaczego dopiero w centrum? Tą drogą prosto aż do Grójca.
Krajowa "siódemka" wcześnie rano© gustav
Za Grójcem, już po 5-ej chwytał mnie głód, a o sklepach nie było mowy, z jedzenia pozostał mi 1 baton. Zauważyłem jakiś znak "owoce z sadu i inne duperele" no to się tam kierowałem. I co zobaczyłem: plantacja jabłek (niestety niedojrzałych) i śliwek! Wpierniczałem te śliwki, chyba ze 20szt. żeby nie czuć już głodu. Były bardzo dobre :) I jechałem dalej. Przy drodze przez wiele km'ów często były drzewka z jabłkami i śliwkami, to ze 2x jeszcze pojadłem. Dopiero gdzieś o 7-mej wstąpiłem do sklepiku w jakiejś małej miejscowości. Od razu 2 butle wody, kilka bananów i chleb krojony :D I w drogę! Nadal bez jakichkolwiek kryzysów. Chmur od rana na niebie żadnych, a to w perspektywie jazdy na południe nie było optymistycznym wariantem... Już tak po 10-ej pojawiło się 30' na liczniku. W godzinach 12-16 było najcieplej; nie było żaru z nieba, ale po prostu było ciepło. Temperatura max. podczas jazdy - 36', na jednym z postojów - 43'. Polewanie się to był standard. Tak mniej-więcej do 550km jechało się elegancko, co mnie bardzo dziwiło (mimo pogody i pagórkowatego terenu). Potem niemalże równocześnie odezwały się nadgarstki, tyłek i nogi. Natomiast plecy i kark - bez zastrzeżeń. Także w tym czasie posmarowałem łańcuch po raz drugi.
Zjazdy, podjazdy, bezchmurnie© gustav
Mieścina na moją cześć, ale co się tam znajduje i kto tam mieszka, tego jeszcze nie wiem. Ale mam nadzieję, że też jacyś ultra-rowerowcy hehe :D
Doczekałem się swojej aglomeracji© gustav
Już tak po 17-tej pojawiają się większe chmury na niebie, to było coś bardzo potrzebnego :)
Nadchodzi orzeźwienie!© gustav
Kiedy pobiłem swój rekord życiowy (628km), od razu jakoś się lepiej jechało, w ogóle ręce, tyłek, nogi na jakiś czas przestały boleć... a patrzenie na licznik to już była pewnego rodzaju esencja :> Owszem, były momenty kryzysowe, spowodowane głównie dusznością przez całodniowe nawalanie słońcem, ale dało się jechać. Kiedy odczuwałem brak mocy, zjadłem ze 3 banany, oblałem się wodą i po chwili znów się jechało bardzo dobrze. Ciekawe to... Słuchanie muzyki też bardzo pomagało.
Dojechałem do DK 78, biegnącej aż do Rybnika, ale zjechałem na krajową "jedynkę", by jadąc przez GOP, pozaliczać gminy. Bliskie w miarę okolice, ale w tych rejonach jeszcze nie byłem nigdy na rowerze.
Krajowa "jedynka"© gustav
W Siemianowicach trafiłem na otwarty sklep, jednak nie było pieczywa uuupsss... Do planowanych 800km pozostało ze 120... Kupiłem tradycyjnie wodę, kilka bananów i ciasteczka. Tam też wypiłem kawę, którą miałem spakowaną we woreczku. Ubrałem się i ruszyłem do Rybnika z nadzieją "niezgłodnienia" ehh
To mi się udało. 730km zrobione, 3 banany i kilka ciasteczek w zapasie + ponad litr wody. I co teraz? 70km jeszcze trzeba zrobić! Dystans z 7-ką na początku w żadnym stopniu by mnie nie satysfakcjonował. Teraz pewnie myślisz, jak mając zrobione 730km, można nie być z tego zadowolonym. Już tłumaczę:
-nie byłem zmęczony na tyle, żeby zakończyć mój trip;
-były idealne warunki (noc)
-jestem chory na punkcie "akcentowania" długości dystansów, tzn. że 800km lepiej brzmi (jak dla mnie) od np. tych 730. Ale też i 690km brzmi lepiej od tych 730km. 800km brzmi lepiej od 900 (dlatego, gdybym miał kiedyś w przyszłości zrobione 890km, to niekoniecznie żałowałbym niedokręcenia do 900). Nawet 540km brzmi lepiej od 700. Moja chronologia to: 1000, 800, 600, 500, 900, 700. Chodzi o akcent cyfr, nie o długość dystansu.
-fajnie tak pobyć na głównej jakiś czas hehe
-jestem ciekawy kolejnego "wyższego" koloru kropki na 102km.pl :D może jakieś odcienie metaliczne? :D
Dobra, się rozpisałem o duperelach, wracamy do Rybnika :>
Więc pozostało mi jeszcze ze 3h kręcenia gdziekolwiek. Najpierw jeździłem na rundach z Tour de Rybnik 2012. Jednak po jednym kółku stwierdziłem, że jest to zbyt nudne i trzeba jechać gdzieś dalej, koniecznie na równe drogi. A jeśli chodzi o równe drogi, to pozostaje Rybnik i Żory. Pojechałem na wiślankę!
Aleja Zjednoczonej Europy w Żorach© gustav
Wjechałem od Alei, od strony południa, potem wiślanką, na północną obwodnicę i na Rybnik. Pozostało 35km... Więc jeździłem bez celu wszędzie. Na WORD i elektrownię. Nad zalew. Na centrum. Znów nad zalew. I znów na centrum. Na rondach robiłem kółeczka. Często na stojąco, bo tyłek też już swoje usiedział. Czterogłowe ud miałem już dowalone konkretnie, bo na tym dokręcaniu już nie wspomagałem się dwugłowymi. Kark i plecy ciągle bez żadnych kryzysów! Na dłoniach odciski. Brak kryzysu sennego (tylko mnie tak przez godzinkę zmulało w drodze Gliwice-Rybnik, kawa chyba pomogła heh). Odczucie głodu pojawiło się na 780km. Dojeżdżam do domu, mam 797km... Kręciłem dookoła kościoła, ku szkole ze 2x, zygzakiem, żeby więcej nabić km'ów. Godzina 3:20 - wybiło 800km! To jest dystans, który zadowoli mnie na długi czas! Wygląda doskonale, brzmi doskonale :))
O to właśnie chodziło!© gustav
Pobiłem też rekord w ilości czasu spędzonego na siodełku hehe. Pewnie, gdyby w nocy były otwarte sklepy i jadłbym systematycznie, to miałbym siły na większy dystans, bo tak to już jechałem ostatnie 120km na resztkach.
Marzy mi się koszulka maratonu 1008km. Myślę, że jest to realne marzenie :) Ale z tego, co wiem, najwcześniej mogę startować w 2016r.
Średnia w trasie powinna nie być mniejsza, niż 24 - dużo czasu traciłem na skrzyżowaniach, w stolicy i innych pierdołach.
+70 nowych gmin.
Dobra robota, Speed! (6kkm na nim przejechane i ZERO problemów!)
Sklepy
Piątek, 16 sierpnia 2013
Km: | 19.30 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:50 | km/h: | 23.16 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Sklep rowerowy
Czwartek, 15 sierpnia 2013
Km: | 12.20 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:30 | km/h: | 24.40 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Z gościną nie wygrasz, nie nie nie...
Czwartek, 15 sierpnia 2013
Km: | 30.40 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:20 | km/h: | 22.80 |
Pr. maks.: | 59.00 | Temperatura: | 18.0°C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Haibike Speed RC | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po południu naszło mnie, żeby zrobić traskę, tak ze 70-80km. W planach do Rud, Raciborza i na Rybnik. Po 9km dojechałemm w okolice zalewu i postanowiłem na chwilę wstąpić do dziadka na odwiedziny. Już przy furtce zauważyłem w ogródku wujka i jego gości przy stoliku. Dostałem zaproszenie na ciastko. Po jakiś 20min. dopiero wszedłem do domu pogadać z dziadkiem. Też minęło dobrych kilkadziesiąt minut hehe. Dobra, postanowiłem w końcu jechać w trasę, póki jasno. Zbliżając się do furtki, wujek znów zawołał: "No to niż pojedziesz, to chodź jeszcze na grilla" :D No nie mogłem odmówić :D I znów minęło z pół godziny... Wtedy już były nici z mych 70km, musiałem jechać do domu, bo coraz ciemniej i zimniej. Ale jeszcze zachaczyłem o 2 większe podjazdy w Rybniku-Popielowie.
Mając 29km zrobione i ze 0,5km do domu, spotykam 2 kumpli idących do sklepu "%" (oczywiście w stronę przeciwną, niż do domu); takim oto sposobem spadła mi średnia przez prawie 15min spacerowej jazdy :D Było ok. 20:30 i temperatura wynosiła 14-15' brrr!
Zachód - widok z mostu© gustav
Przed rybnickim Mount Popielow'oux© gustav
Widok na Rybnik z Mount Popielow'oux© gustav
Mając 29km zrobione i ze 0,5km do domu, spotykam 2 kumpli idących do sklepu "%" (oczywiście w stronę przeciwną, niż do domu); takim oto sposobem spadła mi średnia przez prawie 15min spacerowej jazdy :D Było ok. 20:30 i temperatura wynosiła 14-15' brrr!
Różne
Środa, 14 sierpnia 2013
Km: | 11.50 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:30 | km/h: | 23.00 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Jazda na rowerze |
testy składanego roweru, wypady na kołoczki i inne pierdoły z zeszłego tygodnia hehe
Do piekarni "Ni ma jagód"
Niedziela, 11 sierpnia 2013
Km: | 5.80 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:56 | km/h: | 6.21 |
Pr. maks.: | 29.00 | Temperatura: | 23.0°C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Haibike Speed RC | Aktywność: Jazda na rowerze |
Co jakiś czas wybieramy się z kumplami w godzinach po 22-iej do piekarni, by kupić świeże pieczywo: zawsze kołoczki/drożdżówki (u nas to są kołoczki), czasem rogale, a bywa też, że załapiemy się na pizze czy gorący chlebek mmm :> Nigdy wcześniej takiego wpisu nie dodawałem, bo "wycieczki" prawie dwukilometrowej nie ma sensu dodawać za każdym razem. Zawsze rowery zostawiamy u jednego z kumpli i do piekarni idziemy pieszo, ale że dziś po powrocie z 210km trasy już po 1,5h byłem na orliku pograć w piłę i wróciłem wymęczony o 21-szej, to do piekarni toczyłem się na mej szosie (i to 1. raz na niej, bo była akurat pod ręką, a do garażu nie chciało mi się iść po inny rower). I tak oto postanowiłem dodać taki oto nietypowy (jednorazowy) trip :D
Zdjęcie dobrej jakości z oficjalnej strony fanpage'a tejże piekarni z FB.
To jest piekarnia, w której jak spytamy piekarza (zazwyczaj jest to Asasyn-ka albo jej wspólnik Raritsa, produkujący miecze w międzyczasie wypieku pieczywa), czy są kołoczki z jagodami, to w 99,9% słyszymy odpowiedź: "Ni ma jagód!" :D Stąd taka nazwa tej piekarni. Są kołoczki z budyniem, jabłkiem, serem, makiem, marmoladą, ale żeby trafić na jagody, to trzeba mieć po prostu dzień hehe. W tym roku tylko raz załapaliśmy się na jagody...
W drodze powrotnej kumplowi pozostała torebka po kołoczkach, więc w ramach zjebków, zrobiło się z niej profesjonalny, aerodynamiczny kask do jazdy na czas :D Ciekawe, co na to UCI... Jako, że miałem szosę pod ręką, efekt był wiadomy hehe
Aż ok. 22% szybciej, niż zazwyczaj! Tour de Rybnik, baaa - Tour de France - wszystko przede mną! :D :D
Zdjęcie dobrej jakości z oficjalnej strony fanpage'a tejże piekarni z FB.
Piekarnia "Ni ma jagód"© gustav
To jest piekarnia, w której jak spytamy piekarza (zazwyczaj jest to Asasyn-ka albo jej wspólnik Raritsa, produkujący miecze w międzyczasie wypieku pieczywa), czy są kołoczki z jagodami, to w 99,9% słyszymy odpowiedź: "Ni ma jagód!" :D Stąd taka nazwa tej piekarni. Są kołoczki z budyniem, jabłkiem, serem, makiem, marmoladą, ale żeby trafić na jagody, to trzeba mieć po prostu dzień hehe. W tym roku tylko raz załapaliśmy się na jagody...
W drodze powrotnej kumplowi pozostała torebka po kołoczkach, więc w ramach zjebków, zrobiło się z niej profesjonalny, aerodynamiczny kask do jazdy na czas :D Ciekawe, co na to UCI... Jako, że miałem szosę pod ręką, efekt był wiadomy hehe
Jazda indywidualna na czas© gustav
Aż ok. 22% szybciej, niż zazwyczaj! Tour de Rybnik, baaa - Tour de France - wszystko przede mną! :D :D
Sklep, inne
Niedziela, 11 sierpnia 2013
Km: | 25.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:10 | km/h: | 21.43 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Na zamek. W sumie tyle.
Niedziela, 11 sierpnia 2013 Kategoria b) Zaczynomy party [200-299km]
Km: | 210.10 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 07:18 | km/h: | 28.78 |
Pr. maks.: | 54.00 | Temperatura: | 27.0°C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Haibike Speed RC | Aktywność: Jazda na rowerze |
Mój drugi dalszy wypad rowerem w tym roku "nie sam". Zgadaliśmy się na forum i jedziemy do miejscowości Moszna. Nigdy tam nie byłem, na mapce to jakaś kropeczka, co tam takiego jest ciekawego, se myślę :D Rano zjadłem ryż i chleb. Ze sobą wziąłem 2 bułki i 2 czekolady. Temperatura jakieś 20-22'. Zbiórka o 8:00 przy kościele w Radlinie. Tam spotykam Janusza, Marka i Tadka - koszulka 1008km i wszystko jasne hehe. Kierujemy się na Rybnik, Rudy, Kuźnię, a dalej aż do Mosznej to już tych dróg nie znałem :D Przez pierwsze może 30km tempo rekreacyjne, a potem to już profesjonalna i dużo szybsza jazda jeden za drugim, na kole. Jechało się bardzo dobrze, chociaż ja tam bardziej z tyłu, przypatrując się, jak to wygląda właśnie taka jazda w grupce. Nigdy wcześniej nie miałem z tym do czynienia, w 99% jeżdżę sam... Na jakimś 50-tym kilometrze krótki postój.
W trasie dołączyło do nas 3 rowerzystów, z czego 1 jechał z nami do samego końca, do Wodzisławia. Do Mosznej dojeżdżam mając na liczniku jakoś 102km i średnią 29,2. Tam robimy postój na jakieś 20min. Cyfrówki nie wziąłem, więc musiałem się posłużyć moim 2mpix-owym komórko-aparatem :D
W drodze powrotnej dopiero po jakiś 50km znaleźliśmy sklep! Bo albo były nieczynne albo były... z pustymi regałami "for sale" :D Kupiłem 2l wody i kołoczka z marmoladą :> Tempo w drodze powrotnej było już bardziej spokojne. Przed Krzyżanowicami dołącza do nas chwilowo znów 2 rowerzystów. W Radlinie żegnam się z Markiem i Tadkiem i do domu sprincikiem hehe. Były jeszcze siły :>
Ogólnie pogoda dziś świetna na rower, w południe na liczniku miałem jakoś 32', ale nie odczuwałem tego niby... gorąca? Za to w domu dobitnie zauważyłem "poprawioną" opaleniznę heheh, szczególnie na rękach.
+5 nowych gmin.
Trasę ukradłem od bloga Tadka :>
W trasie dołączyło do nas 3 rowerzystów, z czego 1 jechał z nami do samego końca, do Wodzisławia. Do Mosznej dojeżdżam mając na liczniku jakoś 102km i średnią 29,2. Tam robimy postój na jakieś 20min. Cyfrówki nie wziąłem, więc musiałem się posłużyć moim 2mpix-owym komórko-aparatem :D
Zamek w Mosznej© gustav
W drodze powrotnej dopiero po jakiś 50km znaleźliśmy sklep! Bo albo były nieczynne albo były... z pustymi regałami "for sale" :D Kupiłem 2l wody i kołoczka z marmoladą :> Tempo w drodze powrotnej było już bardziej spokojne. Przed Krzyżanowicami dołącza do nas chwilowo znów 2 rowerzystów. W Radlinie żegnam się z Markiem i Tadkiem i do domu sprincikiem hehe. Były jeszcze siły :>
Ogólnie pogoda dziś świetna na rower, w południe na liczniku miałem jakoś 32', ale nie odczuwałem tego niby... gorąca? Za to w domu dobitnie zauważyłem "poprawioną" opaleniznę heheh, szczególnie na rękach.
+5 nowych gmin.
Trasę ukradłem od bloga Tadka :>
Powrót do przeszłości
Sobota, 10 sierpnia 2013
Km: | 30.50 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:00 | km/h: | 15.25 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | 24.0°C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | m | Aktywność: Jazda na rowerze |
...czyli 1. raz na rybnickich ścieżkach rowerowych od roku 2011... Bo od roku 2012 zaczął się nowy etap o nazwie szosa. Dziś skończyłem składać rowery i coś mnie natchnęło wziąć ten chiński wynalazek, którego wygrał brat na festynie i przetestować go na jakimś dłuższym odcinku. Postanowiłem jechać na dawno nieodwiedzone tereny ''nieszosowe'', czyli właśnie ścieżki przy jeziorku rybnickim.
Wg googlemaps - 30,5km.
Na tym marketowym wehikule jeżdżenie nie należy do przyjemności.. Po może 20min. już miałem odciski na dłoniach z tych genialnie zaprojektowanych "chwytów". Rower ten jest chyba dla ludzi o wzroście 160cm max. Ale udało mi się cało, zdrowo i bez awarii dojechać do domciu :D Nawet łańcuch wytrzymał te trudne tereny hehe.
Za niedługo planuję zrobić wycieczkę po wszystkich ścieżkach, gdzie w czasach gimnazjum zaczynałem z kumplami swoje pierwsze wycieczki rowerowe... To były czasy...
Wg googlemaps - 30,5km.
Na tym marketowym wehikule jeżdżenie nie należy do przyjemności.. Po może 20min. już miałem odciski na dłoniach z tych genialnie zaprojektowanych "chwytów". Rower ten jest chyba dla ludzi o wzroście 160cm max. Ale udało mi się cało, zdrowo i bez awarii dojechać do domciu :D Nawet łańcuch wytrzymał te trudne tereny hehe.
Za niedługo planuję zrobić wycieczkę po wszystkich ścieżkach, gdzie w czasach gimnazjum zaczynałem z kumplami swoje pierwsze wycieczki rowerowe... To były czasy...
Zalew Gzel© gustav
Rybnickie jeziorko© gustav
Rybnickie jeziorko© gustav
Zachód nad rzeką© gustav
Coraz ładniej w Rybniku :)© gustav
Zachód przy moście© gustav
Zachód nad jeziorem© gustav
Elektrownia Rybnik© gustav
Trening: Pętla A [rekord]
Środa, 7 sierpnia 2013
Km: | 53.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:30 | km/h: | 35.33 |
Pr. maks.: | 58.00 | Temperatura: | 26.0°C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Haibike Speed RC | Aktywność: Jazda na rowerze |
Wieczorna jazda na czas. Z początku ładnie grzało, ale po wyjechaniu z Rybnika już słońce zachodziło i jechało się bardzo dobrze. W końcu udało mi się pobić barierę średniej 35km\h (licznikowe 35.12). Niecałe 2 tygodnie temu na tej samej pętli była średnia 33. Dziś pół godziny przed wyjazdem wmłociłem torebkę ryżu, chleb, jogurt, cukierki <mmm> i uwaga nowość - kawa. Nie jestem i nigdy do tej pory nie byłem zwolennikiem kawy, ale dostałem info, że po niej moc jest x2 hehe. I chyba niedługo mama będzie kombinować, czemu tej kawy tak ubywa :D Rzeczywiście dziś, mimo temperatury 25-27 stopni, nogi kręciły elegancko. Chociaż już na ostatnich 10km zacząłem odczuwać tak jakby za mało energii, mimo, że nie byłem głodny (nawet teraz to pisząc, nie chce mi się jeść). Przed tym treningiem zmieniłem ustawienia roweru - bardziej pochylona kierownica w dół, natomiast siodełko wyżej i ciut do tyłu; dodatkowo do butów dodałem jeszcze jedną wkładkę, bo było czuć luzy na podjazdach. Teraz to chyba jest to optymalne ustawienie :) W trasie ze 3-4 razy pojawiły się dość odczuwalne skurcze w łydkach, jednak na całe szczęście tylko chwilowo. Trzeba zwiększyć dawkę magnezu hehe.
Pętla A: (zamiast obwodnicy - ul. Reymonta)
Czasy sektorów:
1. Zjazd z DK78 - 0:37
2. Znak "Rudy" - 0:58
3. Rondo ER - 1:16
4. Meta - 1:30:30 [śr. 35.12)
Pętla A: (zamiast obwodnicy - ul. Reymonta)
Czasy sektorów:
1. Zjazd z DK78 - 0:37
2. Znak "Rudy" - 0:58
3. Rondo ER - 1:16
4. Meta - 1:30:30 [śr. 35.12)