Wpisy archiwalne w kategorii
b) Zaczynomy party [200-299km]
Dystans całkowity: | 14808.14 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 580:05 |
Średnia prędkość: | 25.12 km/h |
Maksymalna prędkość: | 76.00 km/h |
Suma podjazdów: | 20181 m |
Suma kalorii: | 16509 kcal |
Liczba aktywności: | 62 |
Średnio na aktywność: | 238.84 km i 9h 30m |
Więcej statystyk |
Tour de Beskidy
Wtorek, 28 sierpnia 2012 Kategoria b) Zaczynomy party [200-299km]
Km: | 224.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 09:43 | km/h: | 23.05 |
Pr. maks.: | 59.00 | Temperatura: | 25.0°C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: MTB Custom | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dzisiejsza pogoda miała być wyśmienita na rower, więc postanowiłem wybrać się w góry, w nieodkryte jeszcze tereny, czyli do Istebny i potem prosto na Żywiec (trasa obrana tak, by zaliczyć pozostałe gminy w powiecie cieszyńskim).
(na mapie od Istebny do Milówki jechałem obok ekspresówki; nie wiem, dlaczego nie można było zaznaczyć tej bocznej drogi)
1. postój na jakimś 40km. by zdjąć bluzę z długim rękawem, widoki już były co najmniej fantastyczne :)

W Ustroniu na przystanku mała pauza na jedzonko, potem jadąc do Wisły pojawił się dziwny kryzys - nie było chęci jechać, brzuch tak jakoś dziwnie bolał, jeszcze chłodny wiatr + grzejące słońce (bardzo niekorzystna mieszanka, takie miałem odczucie) potęgowały me załamanie... Tam gdzieś wstąpiłem do sklepu po wodę, czekoladę i 2 bułki.
Droga z Wisły do Istebnej. Jest to chyba najjj...cudowniejszy?? podjazd, jakim jechałem w swej "karierze" ^^ Stan drogi idealny, widoki połączone ze słoneczną pogodą - miodzio, nic dodać & nic ująć! Zdjęcia są świetne, a co dopiero, jeśli jest się tam na żywo?! Szkoda, że 70km od domu... bo bym często tutaj trenował. Tam już mój kryzys minął :D


Dowód musi być dla niedowiarków :P

Potem w Istebnej było kilka zjazdów i podjazdów, ale ten największy podjazd ciągnął się aż do Koniakowa\Pietraszyny. Nachylenie momentami pow. 10%, więc przełożenie 1 na 3(4) było wskazane, by się nie męczyć (tym bardziej, że słońce troszkę grzało, a do domu pozostało ok. 140km, wliczając jeszcze nieznaną mi przełęcz między Międzybrodziem a Bielsko-Białą, która okazała się trudniejszą, bardziej nachyloną, niż sama Kubalonka!). Dojeżdżając na najwyższy punkt, czułem, że jestem jakieś 2000000 m.n.p.m :D Ale widoki kosmos ;]

W stronę Żywca było już z górki, a potem równym terenem (średnia rzadko spadała poniżej 25, mimo najwyższej temperatury - jechało się nie najgorzej). Tam zjadłem 2 bułki i czekoladę zakupione we Wiśle oraz "dotankowałem" bidon (jak się okazało - wystarczyło do samego domu; ale czemu się dziwić, skoro tempo było ekonomiczne)



Później czekała mnie wspomniana wcześniej przełęcz prowadząca na Bielsko - tu też przydało się lekkie przełożenie. Dziury po górkę, w dół nowiuśki asfalcik - odwrotnie jak na Kubalonce :D W Bielsku drogi w bdb stanie, jadę ok.50km\h w dół i coś odczuwam zbyt dobrą przyczepność jak i amortyzację, patrzę na oponę i wszystko wiadomo, myślę: "no k**** znowu górskie fatum..." (bo 2 miesiące temu w Szczyrku też pssssss w oponie było). Powietrze wolno uciekało, także dojechałem do jakiegoś pobliskiego parku i znów ręce miałem uwalone od roboty. Dziś (29.08) zrobiłem oględziny przebitej dętki i kolejny raz dziura od strony felgi, więc opaskę obkleiłem do pewności taśmą, zobaczymy czy pomoże.

Ostatnia przerwa miała miejsce w Żorach, gdzie na stacji kupiłem paczkę wafelków, bo już kryzys nr 2 się pojawiał :>
Małe podsumowanie:
- na śniadanie zjedzona kasza z sałatką oraz banan
- w trasie zjedzona chałka, 2 bułki, 2\3 batonika, czekolada, wafelki
- w sumie wypite 4 litry wody (nie jest źle z wydolnością heh)
- wyjazd o 7, przyjazd o 19
- zaliczonych nowych gmin: 12
- temperatura od 9' do 31' na liczniku
Tak mi się wydaje, że jest to najbardziej urokliwa trasa, jaką przejechałem w życiu :) W Rybniku i okolicach nie ma takich pięknych widoków :>
(na mapie od Istebny do Milówki jechałem obok ekspresówki; nie wiem, dlaczego nie można było zaznaczyć tej bocznej drogi)
1. postój na jakimś 40km. by zdjąć bluzę z długim rękawem, widoki już były co najmniej fantastyczne :)

Jeszcze przed górami© gustav
W Ustroniu na przystanku mała pauza na jedzonko, potem jadąc do Wisły pojawił się dziwny kryzys - nie było chęci jechać, brzuch tak jakoś dziwnie bolał, jeszcze chłodny wiatr + grzejące słońce (bardzo niekorzystna mieszanka, takie miałem odczucie) potęgowały me załamanie... Tam gdzieś wstąpiłem do sklepu po wodę, czekoladę i 2 bułki.
Droga z Wisły do Istebnej. Jest to chyba najjj...cudowniejszy?? podjazd, jakim jechałem w swej "karierze" ^^ Stan drogi idealny, widoki połączone ze słoneczną pogodą - miodzio, nic dodać & nic ująć! Zdjęcia są świetne, a co dopiero, jeśli jest się tam na żywo?! Szkoda, że 70km od domu... bo bym często tutaj trenował. Tam już mój kryzys minął :D

Serpentyny - Kubalonka© gustav

Serpentyny - takie fajne© gustav
Dowód musi być dla niedowiarków :P

Istebna zdobyta!© gustav
Potem w Istebnej było kilka zjazdów i podjazdów, ale ten największy podjazd ciągnął się aż do Koniakowa\Pietraszyny. Nachylenie momentami pow. 10%, więc przełożenie 1 na 3(4) było wskazane, by się nie męczyć (tym bardziej, że słońce troszkę grzało, a do domu pozostało ok. 140km, wliczając jeszcze nieznaną mi przełęcz między Międzybrodziem a Bielsko-Białą, która okazała się trudniejszą, bardziej nachyloną, niż sama Kubalonka!). Dojeżdżając na najwyższy punkt, czułem, że jestem jakieś 2000000 m.n.p.m :D Ale widoki kosmos ;]

Na tle gór© gustav
W stronę Żywca było już z górki, a potem równym terenem (średnia rzadko spadała poniżej 25, mimo najwyższej temperatury - jechało się nie najgorzej). Tam zjadłem 2 bułki i czekoladę zakupione we Wiśle oraz "dotankowałem" bidon (jak się okazało - wystarczyło do samego domu; ale czemu się dziwić, skoro tempo było ekonomiczne)

Jeziorko w Żywcu© gustav

Zapora© gustav

W tle góra Żar© gustav
Później czekała mnie wspomniana wcześniej przełęcz prowadząca na Bielsko - tu też przydało się lekkie przełożenie. Dziury po górkę, w dół nowiuśki asfalcik - odwrotnie jak na Kubalonce :D W Bielsku drogi w bdb stanie, jadę ok.50km\h w dół i coś odczuwam zbyt dobrą przyczepność jak i amortyzację, patrzę na oponę i wszystko wiadomo, myślę: "no k**** znowu górskie fatum..." (bo 2 miesiące temu w Szczyrku też pssssss w oponie było). Powietrze wolno uciekało, także dojechałem do jakiegoś pobliskiego parku i znów ręce miałem uwalone od roboty. Dziś (29.08) zrobiłem oględziny przebitej dętki i kolejny raz dziura od strony felgi, więc opaskę obkleiłem do pewności taśmą, zobaczymy czy pomoże.

Znowy góry i znowu pit-stop© gustav
Ostatnia przerwa miała miejsce w Żorach, gdzie na stacji kupiłem paczkę wafelków, bo już kryzys nr 2 się pojawiał :>
Małe podsumowanie:
- na śniadanie zjedzona kasza z sałatką oraz banan
- w trasie zjedzona chałka, 2 bułki, 2\3 batonika, czekolada, wafelki
- w sumie wypite 4 litry wody (nie jest źle z wydolnością heh)
- wyjazd o 7, przyjazd o 19
- zaliczonych nowych gmin: 12
- temperatura od 9' do 31' na liczniku
Tak mi się wydaje, że jest to najbardziej urokliwa trasa, jaką przejechałem w życiu :) W Rybniku i okolicach nie ma takich pięknych widoków :>
Góra św. Anny - 208km
Czwartek, 18 sierpnia 2011 Kategoria b) Zaczynomy party [200-299km]
Km: | 208.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 08:56 | km/h: | 23.28 |
Pr. maks.: | 66.00 | Temperatura: | 26.0°C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Unibike Mirage | Aktywność: Jazda na rowerze |
Nareszcie bariera 200km pokonana! Taki był cel minimum na te wakacje i udało się ;] Przy okazji rekord dystansu jednego dnia pobity o 38km!
A było to tak: na śniadanie 2 bułki, kołoczyk, kilka wafelków no i z litr soku\wody do popicia. Rower przygotowany, dętki spakowane, 1,5l wody, 19zł kasy i wyjazd rozpoczął się przed 11.30. Na górę św. Anny dotarłem po jakoś 2h 50min bez żadnych przerw, tam sobie zrobiłem postój 5 minutowy :D no to jedziem z powrotem, 15 a może 20min wjeżdżania, by potem 5 min zjeżdżać :> po drodze wstąpiłem do marketu po czekoladę, batona, 3 kajzerki i kolejne 1,5l wody (czekoladę i 2 kajzerki pożarłem przed sklepem). Dojeżdżając do Rud mając za sobą 120km postanowiłem jechać ku granicy, by te 80km zrobić jeszcze. Więc jadę na Racibórz i przy 150km kończy się woda - zostało z 200ml, a reszta jedzenia też skonsumowana :( Włączamy tryb EKO hehe. Jadąc na Chałupki nie ma żadnego sklepu po drodze, a pić się chce coraz bardziej i w tym czasie dopadł mnie kryzys jakiś, ciężko było... a przysłowie ''Z pustego i Salomon nie naleje'' w 100% odzwierciedlało mój stan psychiczno-fizyczny :D Dopiero jadąc z Chałupek w strone Rybnika, był otwarty sklep, a w nim stos WÓD!!! :D kupuję 1,5l i połowę od razu opróżniam :P i już tak po 10km włączamy tryb NORMAL, no bo się dobrze jechało w sumie, myślałem że ten batonik, czekoladka i 3 kajzerki to za mało, a jednak głód się nie pojawił. Dojeżdżając do Rybnika jest 190km, więc jedziem na centrum nabić resztę, było coś po 20-tej i lampki się przydały. 200km pojawiło się w czasie 8h 32min, no ale jeszcze pozostało 8km do domu ;] Co mnie cieszy - nie spodziewałem się, że jeszcze pozostanie jakiś zapas sił, więc na Kraków jestem przygotowany, jeśli pojedziemy z kumplami.
Podróż kosztowała mnie 5zł i 84gr :D wypiłem 4l wody i zjadłem to, co kupiłem w markecie, schudłem jakieś 2,5kg (porównamy jutro rano jeszcze)

A było to tak: na śniadanie 2 bułki, kołoczyk, kilka wafelków no i z litr soku\wody do popicia. Rower przygotowany, dętki spakowane, 1,5l wody, 19zł kasy i wyjazd rozpoczął się przed 11.30. Na górę św. Anny dotarłem po jakoś 2h 50min bez żadnych przerw, tam sobie zrobiłem postój 5 minutowy :D no to jedziem z powrotem, 15 a może 20min wjeżdżania, by potem 5 min zjeżdżać :> po drodze wstąpiłem do marketu po czekoladę, batona, 3 kajzerki i kolejne 1,5l wody (czekoladę i 2 kajzerki pożarłem przed sklepem). Dojeżdżając do Rud mając za sobą 120km postanowiłem jechać ku granicy, by te 80km zrobić jeszcze. Więc jadę na Racibórz i przy 150km kończy się woda - zostało z 200ml, a reszta jedzenia też skonsumowana :( Włączamy tryb EKO hehe. Jadąc na Chałupki nie ma żadnego sklepu po drodze, a pić się chce coraz bardziej i w tym czasie dopadł mnie kryzys jakiś, ciężko było... a przysłowie ''Z pustego i Salomon nie naleje'' w 100% odzwierciedlało mój stan psychiczno-fizyczny :D Dopiero jadąc z Chałupek w strone Rybnika, był otwarty sklep, a w nim stos WÓD!!! :D kupuję 1,5l i połowę od razu opróżniam :P i już tak po 10km włączamy tryb NORMAL, no bo się dobrze jechało w sumie, myślałem że ten batonik, czekoladka i 3 kajzerki to za mało, a jednak głód się nie pojawił. Dojeżdżając do Rybnika jest 190km, więc jedziem na centrum nabić resztę, było coś po 20-tej i lampki się przydały. 200km pojawiło się w czasie 8h 32min, no ale jeszcze pozostało 8km do domu ;] Co mnie cieszy - nie spodziewałem się, że jeszcze pozostanie jakiś zapas sił, więc na Kraków jestem przygotowany, jeśli pojedziemy z kumplami.
Podróż kosztowała mnie 5zł i 84gr :D wypiłem 4l wody i zjadłem to, co kupiłem w markecie, schudłem jakieś 2,5kg (porównamy jutro rano jeszcze)

widok na niziny© gustav

pomnik JPII© gustav