Wrocław >> rekord 400km!
Niedziela, 19 sierpnia 2012 Kategoria c) Gryfny klank [300-499km]
Km: | 400.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 18:50 | km/h: | 21.24 |
Pr. maks.: | 40.00 | Temperatura: | 25.0°C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: MTB Custom | Aktywność: Jazda na rowerze |
Na początek: gratulacje dla osiągniętego celu dla Marcina oraz Patryka. Bez Was nie byłoby tej wyprawy :)
Pomysł na to przedsięwzięcie powstał po zdobyciu Krakowa w 2011r. przez ww. kumpli i mnie. W tym roku miało być dalej, ewentualnie trudniej, bardziej prestiżowo - no i raczej było. Terminem miał być środek sierpnia z elegancką pogodą - no i był, tyle że w niedzielę (bo sobota była wyśmienita) ta elegancja doprowadziła do 40' przy braku chmur (+ denerwujący czasem wiaterek) = czerwona opalenizna, odczuwalny spadek wydolności...
Jeśli chodzi o przygotowania kondycyjne - ja se tam lubię pojeździć tu i tam :> Z kolei kumple twierdzą, że tak mocniej z rowerem mieli do czynienia właśnie rok temu kręcąc te 300km... (no chyba, że ćwiczą gdzieś po kryjomu, czy to w zlewie, czy to w sedesie, oni wiedzą, o co chodzi :D). Mimo to wszyscy daliśmy radę bez problemu, więc reguły ma dobrą kondycję chyba w tym przypadku nie ma.
Natomiast reguła dot. przygotowania do trasy ma jakieś znaczenie - kto ma mało, ten niewiele zdziała hehe. Tutaj ma saszetka za 10zł, a bierze więcej, niż Pudzian na klatę, jak ma dobry dzień: pompka, dętka, łyżki do dętki, zestaw z łatkami i klejem, imbusy, klucz do korb, tabletki BE-Power, portfel, telefon, 4 snickersy. Brakuje jeszcze namiotu :D
Wyjazd miał miejsce w sobotę o 5:25, trasa wyglądała tak:
Jak jakaś Biedronka czy Lewiatan, to od razu na "tankowanie", bo jak kryzys dopadnie to... to jest kryzys i lipa!
Między 16-17 w końcu pojawił się wyczekiwany znak, więc przy okazji było słitfociowo :D
Potem jazda na rynek, szukanie KFC, gdzie się zasiedzieliśmy do przeszło 19-tej (a w planach o 18-tej był wyjazd do domu :>). Drogie ceny małych kanapeczek rekompensowały darmowe ORYGINALNE!!!!! dolewki; tradycyjnie - jak rok temu w Krakowie - trzeba było wypróbować "po trochu" (wyszło może ze półtorej litra) każdego z rodzajów. Następnie było poszukiwanie stadionu. Niecałą godzinkę to zajęło (jeszcze w międzyczasie zakupy na kolacyjkę), więc fotki były w czasie zachodu.
A tutaj fotka przedstawiająca naszą ''kolację'' na przystanku autobusowym. Pasztet, chlebek i posiłek jak ta lala :D Przynajmniej nie było tam komarów hehe.
O 22:45 mając przejechane 215km opuszczamy Wrocław i wracamy do domu. Tak mniej-więcej do 2:00 była przyjemna temperatura, potem już było bardzo chłodno, ciężko się jechało, więc wstąpiliśmy do przydrożnego zajazdu na coś ciepłego. W okolicach Opola każdego z nas wyraźnie dopadła chęć spania, momentami oczy zamykałem na kilka sekund i otwierałem na sekundę, by poprawić tor jazdy... Z kolei za dnia był upał (opisane na początku). O ile przed Rybnikiem bez problemu osiągaliśmy 20km\h, tak mając ostatnie 10km do celu - tempo było fatalne, wszystko przez ten żar z nieba i dokuczliwy momentami wiatr. Gdzieś około 11:50 wybiło 400km - praktycznie przy domu :)
Cel wyprawy - 400km - został zrealizowany, chociaż z rana, gdy nie było jeszcze zmęczenia i w miarę chłodno, były pomysły robić 500 a nawet 600km! np. do Wisły na te "fajne" podjazdy, żeby było hardcorowo. Pogoda była jednak zbyt wakacyjna, 4-litery bolały każdego niemiłosiernie, ręce momentami już w ogóle nie kontaktowały, nie wspominając o głodzie... Czuć jednak pewien niedosyt, może za rok się coś wymyśli.
Edit - poniedziałek: schudłem 2kg; nogi praktycznie nie bolą (ciekawe to...); położyłem się spać o 18, obudziłem się dziś po 8-mej (a na 19-tą miałem nastawiony budzik, żeby zobaczyć mecz - 1. raz w życiu budzik nie sprostał oczekiwaniom^^).
Gustav ma taki ciemniejszy kolor...
Pomysł na to przedsięwzięcie powstał po zdobyciu Krakowa w 2011r. przez ww. kumpli i mnie. W tym roku miało być dalej, ewentualnie trudniej, bardziej prestiżowo - no i raczej było. Terminem miał być środek sierpnia z elegancką pogodą - no i był, tyle że w niedzielę (bo sobota była wyśmienita) ta elegancja doprowadziła do 40' przy braku chmur (+ denerwujący czasem wiaterek) = czerwona opalenizna, odczuwalny spadek wydolności...
Jeśli chodzi o przygotowania kondycyjne - ja se tam lubię pojeździć tu i tam :> Z kolei kumple twierdzą, że tak mocniej z rowerem mieli do czynienia właśnie rok temu kręcąc te 300km... (no chyba, że ćwiczą gdzieś po kryjomu, czy to w zlewie, czy to w sedesie, oni wiedzą, o co chodzi :D). Mimo to wszyscy daliśmy radę bez problemu, więc reguły ma dobrą kondycję chyba w tym przypadku nie ma.
Natomiast reguła dot. przygotowania do trasy ma jakieś znaczenie - kto ma mało, ten niewiele zdziała hehe. Tutaj ma saszetka za 10zł, a bierze więcej, niż Pudzian na klatę, jak ma dobry dzień: pompka, dętka, łyżki do dętki, zestaw z łatkami i klejem, imbusy, klucz do korb, tabletki BE-Power, portfel, telefon, 4 snickersy. Brakuje jeszcze namiotu :D
Wyjazd miał miejsce w sobotę o 5:25, trasa wyglądała tak:
Jak jakaś Biedronka czy Lewiatan, to od razu na "tankowanie", bo jak kryzys dopadnie to... to jest kryzys i lipa!
Między 16-17 w końcu pojawił się wyczekiwany znak, więc przy okazji było słitfociowo :D
Potem jazda na rynek, szukanie KFC, gdzie się zasiedzieliśmy do przeszło 19-tej (a w planach o 18-tej był wyjazd do domu :>). Drogie ceny małych kanapeczek rekompensowały darmowe ORYGINALNE!!!!! dolewki; tradycyjnie - jak rok temu w Krakowie - trzeba było wypróbować "po trochu" (wyszło może ze półtorej litra) każdego z rodzajów. Następnie było poszukiwanie stadionu. Niecałą godzinkę to zajęło (jeszcze w międzyczasie zakupy na kolacyjkę), więc fotki były w czasie zachodu.
A tutaj fotka przedstawiająca naszą ''kolację'' na przystanku autobusowym. Pasztet, chlebek i posiłek jak ta lala :D Przynajmniej nie było tam komarów hehe.
O 22:45 mając przejechane 215km opuszczamy Wrocław i wracamy do domu. Tak mniej-więcej do 2:00 była przyjemna temperatura, potem już było bardzo chłodno, ciężko się jechało, więc wstąpiliśmy do przydrożnego zajazdu na coś ciepłego. W okolicach Opola każdego z nas wyraźnie dopadła chęć spania, momentami oczy zamykałem na kilka sekund i otwierałem na sekundę, by poprawić tor jazdy... Z kolei za dnia był upał (opisane na początku). O ile przed Rybnikiem bez problemu osiągaliśmy 20km\h, tak mając ostatnie 10km do celu - tempo było fatalne, wszystko przez ten żar z nieba i dokuczliwy momentami wiatr. Gdzieś około 11:50 wybiło 400km - praktycznie przy domu :)
Cel wyprawy - 400km - został zrealizowany, chociaż z rana, gdy nie było jeszcze zmęczenia i w miarę chłodno, były pomysły robić 500 a nawet 600km! np. do Wisły na te "fajne" podjazdy, żeby było hardcorowo. Pogoda była jednak zbyt wakacyjna, 4-litery bolały każdego niemiłosiernie, ręce momentami już w ogóle nie kontaktowały, nie wspominając o głodzie... Czuć jednak pewien niedosyt, może za rok się coś wymyśli.
Edit - poniedziałek: schudłem 2kg; nogi praktycznie nie bolą (ciekawe to...); położyłem się spać o 18, obudziłem się dziś po 8-mej (a na 19-tą miałem nastawiony budzik, żeby zobaczyć mecz - 1. raz w życiu budzik nie sprostał oczekiwaniom^^).
Gustav ma taki ciemniejszy kolor...
komentarze
Gustav brawo brawo i brawo!!! Jakby nie było +25 °C, to zrobisz te 600 km ;) Dzięki za te 400 km.
by Koniu Gość - 19:07 niedziela, 19 sierpnia 2012 | linkuj
Komentuj
by Koniu Gość - 19:07 niedziela, 19 sierpnia 2012 | linkuj